Deregulacja zawodu przewodnika

Wyjasnienie szczególnej aktywności p. Barszcza przy deregulacji przewodników

CBA zwróciło się do Ministerstwa Sprawiedliwości o przekazanie dokumentów dotyczących przyznania bez przetargu zlecenia bliskiemu współpracownikowi szefa resortu Jarosława Gowina - informuje RMF FM. Chodzi o Mirosława Barszcza, który w ciągu roku miałby otrzymać ponad 260 tys. zł za doradzanie w sprawie tworzenia ustaw deregulacyjnych.

Zarówno resort sprawiedliwości jak i minister Gowin w zleceniu dla Barszcza nie widzą nic niestosownego.

Rzeczniczka ministerstwa Patrycja Loose tłumaczy: - Rola pana Mirosława Barszcza była kluczowa i z racji tego też, że mamy pewne terminy, nie mogliśmy sobie pozwolić na to, aby przez kwestie proceduralne wstrzymywać prace nad projektami tych ustaw.

"Odpowiadała mu forma współpracy"

Dlaczego zatem Barszcz nie został zatrudniony w resorcie jako doradca lub wiceminister? - To jest kwestia już uzgodnień między ministerstwem a osobą, która świadczy nam te usługi. Panu Mirosławowi Barszczowi taka forma współpracy po prostu odpowiadała - stwierdziła Loose.

Pakiet ustaw deregulacyjnych to jeden ze sztandarowych projektów rządu. W pierwszej transzy deregulacji minister Gowin chce uwolnić 49 zawodów, w tym m. in. pośredników nieruchomości i taksówkarzy. To właśnie oni najgłośniej protestują przeciwko pomysłowi ministra Gowina. W planach deregulacyjnych jest już kolejnych 200 zawodów. Zgodnie z zapowiedziami ministra projekt ustawy deregulacyjnej ma jeszcze w lipcu pojawić się w Sejmie.

Uwagi Krajowego Samorządu Przewodników Turystycznych PTTK do projektu ustawy o zmianie niektórych ustaw wynikającego z deregulacji 49 zawodów regulowanych

Krajowy Samorząd Przewodników Turystycznych PTTK przesłał do Zarządu Głównego PTTK swoje uwagi i zastrzeżenia do propozycji tekstu ustawy o zmianie niektórych ustaw w związku z deregulacją zawodów w Polsce. Uwagi te dotyczą jedynie zawodu przewodnika turystycznego i pilota wycieczek. Mamy nadzieję, że ZG PTTK uwzględni w pełni nasze stanowisko i w swoim wystąpieniu do Ministerstwa Sprawiedliwości znajdą się tezy przedstawione w naszym piśmie.

Pobierz: Uwagi Krajowego Samorządu Przewodników Turystycznych PTTK do projektu ustawy o zmianie niektórych ustaw wynikającego z deregulacji 49 zawodów regulowanych. (Plik typu .doc 69Kb)

Sprawozdanie ze spotkania z Mirosławem Barszczem w Krakowie

Koleżanki i Koledzy!

Zamieszczamy tekst mailowy sprawozdania z przebiegu spotkania w Krakowie z doradcą ministra Jarosława Gowina ds. deregulacji zawodów, panem Mirosławem Barszczem. Z pewnymi stwierdzeniami Koleżanki, uczestniczki tego spotkania, można się nie w pełni zgadzać, ale warto ten tekst (mimo jego obszerności) przeczytać.

Szkoda tylko, że z tak minimalnym zainteresowaniem środowisk przewodnickich w kraju spotkała się nasza propozycja zorganizowania demonstracji protestacyjnej w Warszawie. Wydawać by się mogło, że przewodnicy wychodzą z założenia, że nie warto walczyć o utrzymanie naszych zawodów, bo z góry zakładają małą skuteczność tej walki, albo czekają na to, że inni za nas będą walczyć. Widać, że chyba stać nas jedynie na głośne biadolenie, a nie na skomasowane akcje, świadczące o naszej sile i jedności. Pamiętajmy o pewnej zasadzie rzymskiej: dziel i rządź. I to się udało. PRZEWODNICTWO GÓRSKIE POZOSTANIE, ALE MIEJSKIE I TERENOWE NIE.

Walczmy jednak wspólnie o wszystkich przewodników. Jeszcze nie jest za późno. W najbliższych dniach zamieścimy na naszej stronie internetowej wykaz członków sejmowej Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki wraz z adresami mailowymi posłów, wchodzących w jej skład. Trzeba w dalszym ciągu pisać i tłumaczyć absurd podjęcia przez Rząd tak niedorzecznego działania jakim jest deregulacja zawodu przewodnika turystycznego. Nie ustajmy w walce piórem. Mamy jeszcze trochę czasu. Wykorzystajmy go więc efektywnie.

Próbujmy dotrzeć do posłów ze swego regionu i przekazać nasze stanowisko w sprawie deregulacji poparte rzeczową argumentacją. Organizujmy otwarte zebrania przewodnickie z udziałem posłów i senatorów. Zróbmy wszystko w obronie zawodu przewodnika.turystycznego.

Stanisław Kawęcki

Cześć.
Przesyłam Ci bardzo obszerną relację z wczorajszego spotkania „Deregulacja – szansa, czy zagrożenie?”, które odbyło się w Auli Wyższej Szkoły Europejskiej przy ul. Westerplatte 11 w Krakowie. Dostałam ją mailem od znajomej. Debatę prowadził niejaki Mirosław Barszcz – były wiceminister finansów i minister transportu, obecnie doradca Gowina ds. deregulacji. Relacja jest obszerniaaaaaaaaaaaaaaasta, ale warto przeczytać ją w całości. Oddaje realia „konsultacji społecznych”... i przynosi trochę nowych pomysłów jak walczyć. Walka merytoryczna nie sprawdza się..., jak wiemy... Rząd nie przyjmuje żadnych argumentów logicznych ani nie uwzględnia interesów państwa polskiego i polskiej gospodarki..., co wychodzi przy wszystkich po kolei „rozmowach” władzy ze społeczeństwem na temat deregulacji. Na końcu tego tekstu, który Ci podsyłam, koleżanka rzuciła też parę ciekawych pomysłów dotyczących ewentualnej manifestacji, szczególnie jakby na manifestację pojechali przewodnicy-piloci z Krakowa.
Maila z tą relacją możesz przesyłać dalej, komu chcesz. Może to się na coś przyda...
Pozdrawiam
Sylwia

Dnia 27-03-2012 o godz. 8:07 ... napisał(a):
Witaj!
Zgodnie z naszymi ustaleniami, przesyłam Ci relację ze spotkania z Mirosławem Barszczem, b. ministrem finansów i min. transportu, obecnie doradcą min. Gowina ds deregulacji. Napiszę Ci to BARDZO szczegółowo, bo ja już dalej w to angażować się nie będę – po prostu ja z mojej strony nie dam rady więcej – tyle mogę zmojej strony – (jeszcze tylko, tak jak Ci mówiłam, list do min. Gowina napiszę) – ale jeżeli Ty czy ktoś inny będzie chciał powalczyć dalej – choć nierówna to walka – to – jeżeli tylko coś z tego, czego się dowiedziałam dzisiaj, mogłoby się przydać – chętnie mu w ten sposób dam broń do ręki.
Przeforwarduj to komu uznasz za stosowne.

Spotkanie rozpoczęło się z 10-minutowym opóźnieniem. Przez ten czas, który poprzedzał bezpośrednio rozpoczęcie (byłam tam kilka minut przed trzecią), był wyświetlony z rzutnika – tak, żeby zrobić wrażenie i utrwalić pewne przesłanie - czarne nazwać białym, (jakby ktoś miał jeszcze wątpliwości i myliły mu się te kolory i chciał je nazywać na odwrót) oraz powalić na kolana tych, którzy jeszcze na kolanach nie są (a całkiem sporo takich było, a więc warto chodzić na takie spotkania) – następujący napis, czyli hasło przewodnie mającego nastąpić wykładu pana byłego wiceministra:
REGUŁY DEREGULACJI CZYLI DLACZEGO DOBRE PRAWO I WOLNY RYNEK LEŻĄ W INTERESIE OBYWATELI

Jeszcze zanim się to zaczęło, akurat jakoś tak szczęśliwie sobie usiadłam, że w ciągu tych  kilkanastu poprzedzających minut miałam okazję być świadkiem następującej rozmowy. Trzej starsi panowie siedzący o jeden rząd za mną rozmawiali sobie w ten sposób – na początku miała miejsce wymiana uprzejmości, uwagi typu: „O widzę, że tutaj spotyka się elita” – to oni sami o sobie tak mówili (wyglądali mi na profesorów lub polityków, lub osoby, które mają jakieś powiązania z polityką), po czym usłyszałam, że mówili między sobą, że są za deregulacją, jeden z nich objaśnił temu, który był chyba mniej wtajemniczony, że to już takie trzecie spotkanie się odbywa, że najpierw było w małym gronie, potem było bardziej plenarne i potem trzecie (czy że to już jest trzecie – nie byłam pewna, czy mają na myśli to spotkanie, w którym właśnie bierzemy udział, czy jakieś ich spotkania). Potem mówili tak: „Tylko zależy w jaki sposób chcemy to przeprowadzić – czy metodą faktów dokonanych” – potem był jakiś tego dalszy ciąg, potem – „To trzeba by przez podkomisję” (czy może utworzyć podkomisję? Nie jestem pewna, jak mówili, ale było to o podkomisji). „Trzeba by to uzgodnić z przedstawicielem rządu”. Potem jeszcze padło rozwinięcie tej myśli: „No bo jeżeli chcemy to przeprowadzić, to żeby nie działać wbrew rządowi”. Generalnie powiem tyle, że na tym spotkaniu byli obecni przedstawiciele deregulowanych branż, ale nie było nikogo ze starszych przewodników, kogo znałabym. Spośród przewodników były raczej osoby młode – ale świetnie merytorycznie przygotowane (w sensie argumentacji + rzeczowego przedstawiania konsekwencji rządowego pomysłu, itd), i to przewodnicy właśnie najwięcej zabierali głos, był też ktoś z branży prawniczej, był też jakiś instruktor sportowy. Jeżeli byli na sali jacyś studenci, czy przedstawiciele studenckich organizacji, to siedzieli cicho. No i ci trzej panowie, o których wspomniałam, wśród których byli przedstawiciel (/e?) Małopolskiego Związku (Zrzeszenia?) Przedsiębiorców Prywatnych + ktoś (jakaś szycha) z branży budowlanej  + chyba profesor, (czy tej uczelni, czy innej, nie wiem) + trochę innych osób – niepełna sala (pewnie nie wszyscy, którzy się potwierdzili, że będą – dotarli). Były przygotowane po prostu krzesła w takiej ilości, jaka pewnie była liczba zgłoszonych osób, trochę było pustych. Mogłaś śmiało przyjść nawet z opóźnieniem – nie byłoby to absolutnie żadne faux pas.

Spotkanie miało na celu narzucenie swojego pomysłu, zdławienie ewentualnego oporu, niewysłuchanie argumentów (bardzo merytorycznych i rzeczowych, szczególnie ze strony branży przewodnickiej), a może posłuchanie ich po to, żeby ich w ogóle nie wziąć pod uwagę, sprowadzić do poziomu banału i odpowiedzieć anegdotką lub inną historyjką z jakimś przykładem (jego ulubionym przykładem był przykład mechanika samochodowego). Facet jest zielony merytorycznie, podaje błędne dane, przekręca informacje, nadinterpretuje fakty, przekręca czyjeś wypowiedzi – po to, żeby komuś wmówić to, czego ten ktoś nie powiedział, wie + ma pełną tego świadomość, że działa na szkodę kraju i obywateli (to wyszło w trakcie) – bo wie, z całą świadomością, jakie konsekwencje ten krok za sobą pociągnie i ma to „w głębokim poważaniu” (od tej pory jak będę pisać „w głebokim poważaniu” oznacza to po prostu wyraz na 4 litery, zaczynający się na 4 literę alfabetu). On nie jest trudnym przeciwnikiem w dyskusji, nie obraża nikogo personalnie, nie sprowadza do parteru, tylko w taki zręczny „handlarski” sposób albo idzie w jakimś wazeliniarskim kierunku, gdy w dyskusji ktoś za inteligentny mu się trafi, albo gdy pada bardzo rzeczowy argument pokazujący w sposób jasny: „działasz pan na szkodę kraju i jego obywateli” on udaje, że nie zrozumiał, albo stara się być dowcipny i odpowiada anegdotką lub historyjką, i ze swojego życia nawet, mającą na celu odwrócenie kota ogonem. Co oznacza, że ten argument trafia w próżnię. Jest sprytny, jest cwaniaczkiem, zna się na ludziach. Jak zręczny handlarz – wie, co komu powiedzieć i jak kogo rozbroić. I jak sprzedać swój kit. On nie daje merytorycznych odpowiedzi – nie jest w stanie dyskutować na poziomie merytorycznym. To jest sklepikarz z budki z lodami, (wiem, bo opowiedział o latach swojej wczesnej młodości), który się dorwał do tego, żeby za wszelką cenę przeforsowac ten pomysł – bo takie ma zadanie domowe i to jest jego robota. A to, że przez niego wielu ludzi straci pracę – to jest nieważne (to wynikało z każdej jego wypowiedzi) – byle on ją miał, a jego praca polega na tym, żeby przeprowadzić deregulację. Można śmiało z nim próbować podjąć dyskusję – on naprawdę nie powala jakością – ani przygotowaniem – ani charyzmą. Jako człowiek pewnie jest sympatyczny (starał się grać takiego trochę luzaka i „swojego chłopa”).

To tak piszę na wypadek, gdyby Ty lub ktokolwiek inny trafił w debacie znów na niego, a to jest bardzo możliwe, bo to jego zadanie domowe – no i min. Gowin najwyraźniej chciał się zasłonić pachołkiem, żeby nie oberwać samemu, nie skalać się słuchaniem skarg ludu i nie narazić na szwank tej otoczki aury „porządnego gościa”, która jednak się nad nim unosi. No i nie zostać obrzuconym błotem w swojej własnej uczelni. Tak więc wątpię, żeby Gowin się stawił sam – raczej będzie się wyręczał nim. I pewnie będzie czekał na relację – jak tam lud – czy jego głos sprzeciwu słabnie. I na ile osłabł już. On (ten p. Barszcz) ma postawę: choćbyście mi pokazali, że to jest złe, co planujemy zrobić – to mnie to nic nie obchodzi – ja będę szedł w zaparte.

Dobra, postaram się napisać teraz, co było po kolei. Powitał wszystkich, krótko, prorektor WSE (młody facet, chyba dr Błażej Sajduk), z lekkim peanem na cześć Gowina, swojego byłego szefa. Następnie p. Maciej Schab (sympatyczny młody człowiek, on jest chyba z WSE) powiedział, że będzie starał się moderować dyskusję i każdy kto tylko będzie miał ochotę zabrać głos, będzie miał taka okazję (będzie czas – i wystarczy go dla każdego – na pytania z sali). I tak rzeczywiście było. Potem już był p. Mirosław Barszcz (ja nie miałam nic do nagrywania – tylko notowałam – ale jakby Ty czy ktoś inny się wybierał, to weźcie może coś do nagrywania, ten facet gada straszne bzdury, można będzie łatwiej i precyzyjniej argumenty przygotować na kolejne spotkania). Mówił tak: „Dlaczego tak popularny – i to w ciągu jednego miesiąca – i to przy tak małej ilości deregulowanych zawodów – bo to dotyczy zaledwie 49 z 380 (to jego słowa) – stał się temat deregulacji? Bo to nie jest tak naprawdę dyskusja tylko o deregulacji. To jest dyskusja na temat fundamentalnych wartości. Dyskusja o tym, jaką rolę powinno odgrywać państwo. Dyskusja wokół wyboru pomiędzy socjalizmem a liberalizmem”. (Tutaj odnosząc się do tej pierwszej postawy – czyli tego niby socjalizmu, czego w jego ustach synonimem stał się regulowany dostęp do zawodów). „Że państwo wie lepiej. Że obywatele są jakoby mniej inteligentni i że państwo wie lepiej" (tak mi to w tym momencie, w trakcie pisania tego, przychodzi do głowy – to, czego on użył jako argumentu przeciw regulowanemu rynkowi – to jest to dokładnie, co oni chcą zrobić – on + s-ka forsują coś na siłę wbrew zdroworozsądkowemu sprzeciwowi obywateli, którzy widzą i wskazują zagrożenia tego posunięcia, wbrew zdrowemu głosowi sprzeciwu ze strony ludzi – BO PAŃSTWO – i on jako jego przedstawiciel – WIE LEPIEJ). Czyli dokładnie przeczy sam sobie. Też można by tego użyć jako broń przeciwko niemu. „Ale tak naprawdę to jest spór pomiędzy liberalizmem a totalitaryzmem. To państwa totalitarne decydują o tym, co obywatele potrafią robić, a czego nie potrafią”. Głos z sali: „Oczywiście!” – to byli chyba ci panowie w rzędzie za mną. (Było też trochę klaki, ze dwie – trzy osoby podstawione, jeżeli Ty lub ktoś by się pojawił na kolejnych spotkaniach – uważajcie na to! – ale absolutnie nie ma się co tym przejmować). „A wolność jest wartością podstawową. Każdy system biurokratyczny.... (tu mi brakuje, co było dalej, no ale chodziło mu o to, że tworzy bariery, mechanizmy proceduralne itp.) Rolą polityka – wielkiego (tu nie wiem, czy ja się przesłyszałam, czy on to naprawdę powiedział!!!!!!!) – jest stawanie w obronie obywateli przeciwko mechanizmom biurokratycznym” (Tu mój komentarz – dyskusja wykazała, że to, co to zdanie naprawdę wyraża, on ma „w głębokim poważaniu”. I obywateli też ma „w głębokim poważaniu”). „...dążyć do tego, aby ograniczyć rolę państwa w tym, aby...". „Argumenty, które są podnoszone przeciwko deregulacji są dwojakiego rodzaju:

1. JAKOŚĆ ŚWIADCZONYCH USŁUG To argument podnoszony dosyć często. Ale już coraz rzadziej” (tu słychać było tę satysfakcję w jego głosie – choć nie wiem, na ile to jest prawda, że coraz rzadziej!!! – bo cały czas potem podczas dyskusji przewijały się głosy o spadku jakości). „Ci, którzy podnosili ten argument coraz bardziej przestają w to wierzyć”.

2. BEZPIECZEŃSTWO ŚWIADCZONYCH USŁUG „I tutaj podam taki przykład. Ja mam pomysł na całkowite zlikwidowanie w Polsce wypadków drogowych. Mógłbym zaproponować rządowi pomysł, który całkowicie wyeliminowałby wypadki samochodowe w Polsce.  Trzeba by wprowadzić taką regulację, że po polskich drogach mogłyby jeździć tylko mercedesy nie starsze niż 1 rok (tam jeszcze więcej do tych mercedesów dodał). Oczywiście, to jest rozumowanie na granicy absurdu. Nie da się wprowadzić takiej regulacji. Jak kogoś stać na rocznego mercedesa, to jeździ rocznym mercedesem, jak kogoś nie stać, to jeździ 10-letnim mercedesem, a jak kogoś nie stać, to jeździ 10-letnim polonezem. Gdybyśmy próbowali zrobić coś takiego – jesteśmy po prostu śmieszni – gdybyśmy chcieli tak regulacje wprowadzić. Mnie stać na nowego mercedesa, (tu wydaje mi się, że jest to jego kolejny słaby punkt – gościu wydaje się być taki zadowolony z siebie, ze swojej operatywności, swojego stanu posiadania, itd., że on jest taki self-made man, że sobie poradził, że doszedł do wszystkiego ciężką pracą, obrotnością i przedsiębiorczością, gdy tymczasem – to widać na każdym kroku – ma „w głębokim poważaniu”, że jego współobywatele są w owiele gorszej sytuacji – i myślę, że to co on ma w życiorysie, czyli ten KUL,czy PJN (czego rozwinięciem jest „Polska jest najważniejsza”, a więc i los Polaków!!! – ma się nijak do tego, co on sobą reprezentuje – wielokrotnie wychodziło w dyskusji, że los Polaków i wizerunek Polski w świecie ma „w głębokim poważaniu”).  Aha, wydaje mi się, że wszelkie merytoryczne argumenty w ten czy inny sposób spływają po nim „jak woda po gęsi”, ale takie niemerytoryczne, osobiste, chyba mogą trafić i ugodzić celnie. Ja to zrobiłam i chyba trafiłam, bo chyba go to nieco wytrąciło ze stanu samozadowolenia. Po tym, co powiedziałam, dostałam brawa z sali. Potem Ci napiszę, co powiedziałam. A w tym miejscu mi tu przychodzi do głowy, że skoro ma w rodowodzie KUL i jest to podawane jako oficjalny fakt – bo to jest jego uczelnia – powinien znać coś takiego jak „zasada solidarności społecznej” (por. KKK). On całą swoją osobą i całą swoją postawą życiową temu przeczy. I myślę, że można by – w ramach argumentacji poniżej pasa – A CHYBA TYLKO TAKA DO NIEGO DOCIERA i jest w stanie wytrącić go ze stanu samozadowolenia – moża by po prostu w ramach głosów z Sali powiedzieć, że on „przynosi hańbę uczelni z której pochodzi” i może nawet, nawiązując do jego i min. Gowina rodowodu (a jeszcze  i uczelnia Gowina nosi imię ks. Tischnera!) – zapytać o obowiązującą katolików poprzez KKK, który jest dla katolika wytyczną (trzeba sprawdzić, na ile KKK jest dla katolika wiążący) – zasadę solidarności społecznej – to się zaczyna od KKK 1939 i następne punkty. Bo wszystkie jego wypowiedzi wskazują na to, że on ma ją „w głębokim poważaniu” i jego nie obchodzi,  że przez niego ludzie stracą miejsca pracy, a pieniądze zamiast do Polaków, trafią do innych krajów. Jeżeli ma resztki sumienia czy jakiegoś zdrowego wstydu – to ten argument powinien go ruszyć. I ja bym się nie przejmowała poprawnością czy niepoprawnością polityczną. Tu trzeba walić grubym kalibrem, bo tu nic innego nie trafi – to jest cwany handlarz sprytnie odbijający merytoryczne argumenty (po prostu nie podejmujący ich – on nie jest w stanie). Ten argument i na Gowina jest dobry – bo popatrz na jego życiorys: http://pl.wikipedia.org/wiki/Jaros%C5%82aw_Gowin. To, co oni chcą zrobić (mając pełną tego świadomość, jakie konsekwencje to za sobą pociąga) – ma się nijak do wartości, którymi powinien się kierować gość, który nazwał swoją szkołę imieniem ks. Tischnera. Oni wiedzą, że odbiorą w ten sposób chleb Polakom. Ze słów p. Barszcza bardzo jasno wynika, że on to wie.

„Mnie stać na nowego mercedesa, ale jeżdżę 10-letnim samochodem” (Myślę, że jest to czyste zagranie na pokaz, jaki to on jest demokratyczny i solidarny z ludem. Z demokracją to, co dziś widziałam, nie miało nic wspólnego – to jest raczej w stylu dyktatury. Albo dyktatury noszącej pozory demokracji – bo ta „debata społeczna” była po to, aby tym, którzy są przeciw narzucić swoje zdanie i oznajmić, że „chcecie, czy nie – my i tak to zrobimy”. Po prostu postawić przed faktem dokonanym To nie miało w ogóle cech konsultacji społecznej – przyszedł gość po to, żeby powiedzieć, że on wie lepiej. ALE MASZ RACJĘ – MOŻNA I TRZEBA WALCZYĆ DO KOŃCA. I warto – pomimo tego, że ma się do czynienia z tego typu gościem – przychodzić na takie spotkania – i mówić „NIE, NiE, VETO, SPRZECIW!", BO: 1... 2... 3... 4... 5…. Żeby mieli pełną tego świadomość, że czynią źle).

„Mamy swoją wolną wolę, swój własny rozum. Potrafimy wybrać to, co jest dla mnie dobre, co jest w danej chwili najkorzystniejsze. JAKOŚĆ. Prawdopodobnie w 100% przypadków zwiększenie konkurencyjności na rynku usług powoduje wzrost jakości usług. Może się znajdzie jakichś pięciu patałachów, którzy nie będą umieli tego robić (bardzo lubi używać słowa „patałach”, często mówi w ten sposób w przypadku osób, które stracą pracę w wyniku planowanego posunięcia rządu). Ale średnio rzecz biorąc jakość usług na rynku rośnie”. (Tu podał 2 przykłady – przykład usług telekomunikacyjnych – co się stało, jak wprowadzone wolną konkurencję na tym rynku + jeszcze jakąś drugą branżę). Tu mi jeszcze przychodzi do głowy, że skoro sam używa w stosunku do innych słowa „patałach”, to pewnie nie miałby nic przeciwko temu, żeby użyć tego słowa w stosunku do niego – tylko jakby to zgrabnie zrobić – żeby znaleźć konteks, żeby słowa użyć, a jednocześnie wprost nie obrazić – w tym  momencie nie wiem. Może Ty coś wymyślisz. Jedno jest pewne – jak chcesz dyskutować z tym gościem, to zdejmij białe rękawiczki i zrezygnuj z savoir vivre, bo to nie ma sensu.

1. Tu – żeby trafić, tak żeby poczuł, że dostał – trzeba walić poniżej pasa, poprzez wycieczki osobiste, niekoniecznie w sposób merytoryczny. Bo on nie ma – wg mnie – kwalifikacji moralnych na polityka. Jedno jest pewne – nie ma co się go bać.
2. A stosować argumenty merytoryczne, po to, żeby dać do zrozumienia, przekazać informację o ich błędzie i działaniu niezgodnym z polską racją stanu. „A czy  po zderegulowaniu będą się zdarzać osoby, które będą postępowały w sposób nieuczciwy? Czy będą oszuści?  Pewnie, że będą. Ale ci, którzy postępują w sposób nieuczciwy, nieetyczny – pisze o nich prasa. Oni muszą zniknąć z rynku”.

2. BEZPIECZEŃSTWO. „O bezpieczeństwie klienta decyduje nie wiedza osoby świadczącej usługę, ale cechy charakteru tej osoby". (Tzn. chodzi mu jakby właśnie o kwalifikacje moralne – i tu znowu można by jakoś odwrócić ten jego własny argument przeciwko niemu – bo on nie ma kwalifikacji moralnych na polityka – działa z premedytacją na szkodę obywateli własnego państwa i o tym wie, że polscy obywatele na tym stracą i nic sobie z tego nie robi. Czyli nie ma tych cech charakteru, które powinien mieć polityk, czyli w zasadzie nie ma predyspozycji do wykonywania swojego zawodu – wg jego własnych słów i idąc za tokiem jego rozumowania). Tu daje przykład mechanika samochodowego – ten przykład wraca cały czas – jak nie wie, jak coś powiedziec – to mówi o tym mechaniku samochodowym... Czyli chodziło mu o to, ze „nie ma chyba zawodu, który bardziej bezpośrednio wpływałby na jakość naszego życia, niż zawód mechanika samochodowego. I nie jego wiedza jest tu ważna. Tylko, czy nie przyjdzie do pracy pijany. A  jak nie umie i nie jest w stanie czegoś naprawić – odeśle nas do kogoś innego.  Mechanik NIE JEST deregulowanym zawodem. „A co robią egzaminy państwowe? Sprawdzają TYLKO i WYŁĄCZNIE wiedzę danego kandydata. Tak więc może się okazać, że ktoś, kto zda egzamin państwowy – może się nie wykazać cechami charakteru predestynującymi do wykonywania danego zawodu." (Patrz jaki myk: sposób ułożenia tego zdania SUGERUJE,  że zawsze tak jest).

Tu dał przykład z dróżnikiem kolejowym. Powiedział chyba, że do tego zawodu nie trzeba nie wiadomo jakiej wiedzy, wystarczy tak naprawdę kilkudniowe przeszkolenie. A jak się okazuje, że dróżnik jest nierzetelny – to co się dzieje w przypadku, gdy jest ten zawód regulowany? Pracodawca musi wysłać nowego kandydata na szkolenie, które trwa kilka miesięcy, a nierzadko i rok, zapłacić za to szkolenie, poczekać na termin egzaminów, które nie odbywają się znowu tak często, to może być (tu chyba powiedział) raz na rok i cały proces wymienienia nierzetelnego pracownika na rzetelnego bardzo długo trwa. W takim przypadku, gdzie potrzebne są cechy charakteru, deregulacja jest potrzebna – żeby można było wymienić nierzetelnego pracownika na rzetelnego. „Mamy 380 zawodów regulowanych i jest to najwięcej w Europie! Te 49 zawodów to jest dopiero początek.  Zaczniemy zdecydowanie w pierwszej transzy". (Tu pokazał taki wykres, gdzie był to podłużny poziomy prostokąt oznaczający tę całość – 380 zawodów i na tle tego zaznaczony jednym kolorem ten prostokącik oznaczający te 49 i reszta – innym kolorem – toak się w ten sposób przedstawi, to rzeczywiście widać, jak na tle skali jest to mało. I sens jego wypowiedzi (i logika, i styl jego rozumowania była taka: „Popatrzcie – spalimy tylko tyle czarownic (jak mało!) – a pozostaje jeszcze tyyyyleeee do spalenia... (ojoj, ile jeszcze roboty przed nami!). „To sprawi (tzn. ta deregulacja tych 49 zawodów), że z ostatniego miejsca w Europie przesuniemy się na przedostatnie". I tu – chyba jedyny raz, który wyłapałam – odezwała się – chyba jakaś studentka (bo potem to już raczej w dyskusji brali udział tylko przedstawiciele branż deregulowanych lub zwolennicy regulacji, np. ci z tego Małopolskiego Zrzeszenia Przedsiębiorców. Studentka powiedziała: „Jeżeli z ostatniego miejsca przesuniemy się na przedostatnie miejsce, to cały ten wysiłek na marne!” Wypowiedź p. Barszcza: „Jest udowodnione, że przy takiej operacji liczba miejsc pracy rośnie (później w dyskusji wyszło, ze dobrze wie, że zmaleje – a więc zpremedytacją kłamał). „...jest to zwiększenie ilości miejsc pracy o jakieś 15 – 20%. Czyli będzie to jakieś 50 – 100 tys. osób (za pierwszą transzą) – do końca XI tego roku. Chcemy pójść znacznie dalej i ograniczyć tę liczbę zawodów o kolejnych 180 pozycji. Żeby na koniec dnia zejść do poziomu średniego Unii Europejskiej”. I tu wychodzi sedno sprawy: CHODZI O ZADANIE DOMOWE – zderegulować do poziomu UE (bez względu na koszty społeczne, bez względu na argumenty tych, którzy mają inne zdanie).

„Jest różnica pomiędzy zegarmistrzem, który umie naprawiać zegarki, a człowiekiem, który konstruuje zegary. To co my tutaj robimy, to jest tak naprawdę naprawienie zegara. Tylko czemu, do cholery (to jego słowo, takiego użył), my musimy tak naprawdę coś naprawiać? Czemu się nie da tego od razu skonstruować dobrze? (Tutaj brakuje mi początku, ale ciąg dalszy jest taki) „...przymusić aparat biurokratyczny i urzędniczy, żeby przemienić ten system”. „No i na to miejsce – ponieważ nie może istnieć tak całkiem bez regulacji (nie dosłownie poprzedzające ten nawias słowa, ale ten sens). – Regulacje (w sensie: nowe) trzeba wprowadzić – jakieś regulacje muszą istnieć – wprowadzenie nowej regulacji oznacza usunięcie tych regulacji, które są najbardziej szkodliwe”.

Potem były (ok. 40 min było przeznaczone na to) pytania, dyskusja. Maciej Schab powiedział:  „Ja moderuję dyskusję. Każdy, kto chce, żeby mógł się wypowiedzieć, będzie mógł. Podstawowa zasada – 1,5 minuty na pytanie. Będzie wskazywana kolejność”. Pierwsza zgłosiła sie prawniczka. I zapytała o aplikację radcowską i notarialną. Chodziło jej o to, czemu radcy i notariusze zostali potraktowani tak, a sędziowie i  prokuratorzy tak (tu chodziło o to, że Fprzewidziany został inny tryb w przypadku tych, a inny w przypadku tamtych prawniczych specjalności). Ona jakby zapytała, dlaczego my jesteśmy gorsi, a oni lepsi, dlaczego nam robicie gorzej, a im lepiej. I tu, co mi się nasunęło przy jej pytaniu. Ty mówiłaś, że jest zjednoczenie środowiska  przewodnickiego,  że wszyscy przewodnicy mówią jednym głosem temu pomysłowi: NIE i rząd to dobrze wie. Mnie się wydaje, że tu nie wystarczy protest tylko przewodników (których – jako grupę zawodową – to wynikło w trakcie dyskusji – ministerstwo wcale nie traktuje serio, bardziej jako jakiś folklor na mapie zawodów – on nie miał poważnego stosunku do tego zawodu). To co zdołałoby postawić temu skutecznie tamę – to solidarność i zjednoczenie się wszystkich deregulowanych branż. Protest samych tylko przewodników może w ogóle nie zostać zauważony (prawda jest taka, że opinia publiczna o tym nie wie – takie głosy mnie dochodzą – ludzie nie mają pojęcia jaka jest sytuacja przewodników, czy czym ten pomysł grozi branży, czy wizerunkowi Polski za granicą – nie czują tego zupełnie – po prostu to nie dociera jakoś szczególnie do opinii publicznej). No i\wydaje mi się, że w jak największym stopniu – kto na ile ma możliwości – Ty, czy inne osoby – trzeba by zaangażować w to media, kto ma jakieś znajomości w gazetach czy w radio, to po prostu starać się nagłośnić tę sprawę i starać się przedstawić to w prawdziwym świetle. Bo ja mam wrażenie, że ludzie kompletnie tego nie czują, a jeżeli nawet o tym słyszeli, to nie solidaryzują się z tym protestem, bo nie wiedzą o co w tym chodzi („Aha, o rozwalenie jakichś klik. To dobrze!”). Czyli jedność wszystkich branż i solidarność (a nie to, co zrobiła ta prawniczka – jakby złamała solidarność prawniczą i zadała pytanie, które było przeciwko innym (specjalnościom) prawnikom. Jest taka zasada: „Dziel i rządź!”. Mam wrażenie, że on to sprytnie przy tym pytaniu wykorzystał – tą rozbitą solidarność. I rozegrał to pytaniena swoje kopyto i dla swojej korzyści. A tu w jedności siła – i to – wydaje mi się – w jedności wszystkich zawodów, wszystkich tych branż (jeżeli miałoby to przynieść jakichś skutek) – a nie tylko w jedności środowiska przewodnickiego, bo to nic nie da (to jest zbyt słaby głos na tle całości i opinia publiczna go nie słyszy). Ale pytanie było (od strony logicznej)  dobrze skonstruowane, bo zaczął odpowiedź od tego: „To bardzo dobre pytanie. Nie wiem, czy potrafię na to pytanie odpowiedzieć”. Czyli taki pozór pokory jakby. I postawy demokratycznej. Bo potem to już arogancja i lekceważenie ludzi wyłaziły na każdym kroku, a im bliżej końca dyskusji, tym bardziej (zapamiętaj ten początek odpowiedzi, bo to częste u niego tak naprawdę – on na poziomie merytoryki często nie jest w stanie odpowiedzieć – podpiera się wtedy żonglowaniem historyjkami, przykładami, anegdotami, usiłuje być dowcipny + próbuje podejść psychologicznie – z branży handlowej chyba to wyniósł i zna się na ludziach, a  przynajmniej wie, jak próbować kogoś zbajerować). „To bardzo dobre pytanie. Nie wiem, czy potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Być może jest to coś, na co warto spojrzeć” + mam odnotowane coś w stylu: „być może z tego powodu temat staje się mniej pilny? (przyśpieszenie procedury powoływania sędziów). To było tak chyba pod publiczkę, żeby pokazać, jaki on jest łaskawy pan, że jednak coś słucha, coś do niego dociera, coś, co wyszło „od ludu” bierze pod uwagę. Ale później już mu się nie chciało stwarzać takich pozorów.

Aha – tu co mi się nasuwa – on w ogóle nie notował pytań, argumentów, uwag, sugestii osób biorących udział w dyskusji – a więc nie były to konsultacje społeczne. Była to próba postawienia przedstawicieli tych zawodów przed faktem dokonanym. Próba nie do końca udana, bo było mnóstwo sprzeciwów, szczególnie ze strony branży przewodnickiej (największa część dyskusji toczyła się wokół turystyki).

Następne pytanie było od pani, która była zarządcą nieruchomości. „Czy deregulacja niektórych zawodów nie spowoduje, że nastąpi odwrotny skutek – tzn. zmniejszy się dostępność tych zawodów. Tzn. jest 20 tys. zarządców nieruchomości...” (w dalszym ciągu pytania chodziło jej o to, że jak się wpuści kogokolwiek, bez regulacji, to ci którzy do tej pory pracowali w tym zawodzie, będą mieli mniej zleceń, bo nie będą mieć tych domów do zarządzania – mniej będzie zleceń na osobę i de facto nie będą w stanie się utrzymać). I tu p. Barszcz (w taki sposób, jakby chciał powiedzieć: – Czy ja się przesłyszałem? Czy pani powiedziała to, co pani powiedziała? Pani tak na serio? Pani naprawdę w to wierzy? To jest oczywiście moja parafraza, ale wydźwięk tego był taki, jakby chodziło mu o to, żeby zbić ją z tropu. Bo tu zaczynały sie argumenty i pytania o meritum sprawy, którego on się najbardziej obawiał i którego najbardziej ma świadomość, że przez deregulację ludzie stracą pracę).
A słowa z jego strony padły takie (UDAJĄC, ŻE NIE ROZUMIE):
„Postawiła pani tezę, że zwiększenie dostępu do zawodu zmniejszy ilość pracy?” (pobrzmiewało w tym takie coś w stylu: „No wie pani, nie wypada zadawać takich pytań. Gdyby to uczeń w pierwszej klasie zadał takie pytanie, ale pani?”). Kobieta, która bardzo konkretnie i rzeczowo zadała to pytanie, zmieszała się i w odpowiedzi wycofała się z tego, co przed chwilą powiedziała:
„No, może nie zmniejszy, ale w każdym razie nie zwiększy”.
„Czyli nie zwiększy, ale nie zmniejszy, czy tak?”
„Tak”.
Na co on odpowiedział: „No to w porządku” i tak „rozmontował” zasadne i rzeczowe pytanie tej pani. Nie jestem antysemitką, ale tu mi się kawał o Żydach przypomniał, który obrazuje taki schemat...
‒ Dlaczego wy, Żydzi, zawsze odpowiadacie pytaniem na pytanie?
‒ A dlaczego nie mamy odpowiadać pytaniem na pytanie?

Myślę, ze jakbyś Ty lub ktoś wybrał się na kolejną debatę/debaty, to nie można wpuścić się w ten schemat, w który się wpuściła ta babka. I nie pozwolić mu na taką odpowiedź (tylko np. powiedzieć: „Pan nie udzielił odpowiedzi na moje pytanie”). On nie jest carem, nie zetnie Ci za to głowy – można w ten sposób śmiało z nim rozmawiać – poza tym, że gada bzdury. Albo, jak chcesz bardziej dosadnie (ale zauważyłam, że to bardziej na niego działa i wytrąca z równowagi i stanu samozadowolenia: „Ale zdaje się, że ja tu pytam, a pan odpowiada”).
„A państwo to może jakieś stowarzyszenie macie? Czy może jakiś samorząd?”.
I od tej babki zaczęło się już ujawniać coraz bardziej lekceważenie rzeczywistych potrzeb ludzi, ich zdania i ich problemów.
„No to załóżcie sobie, w te 20 tysięcy osób wykonujących ten zawód – tzn. ja tu oczywiście nic nie sugeruję – załóżcie sobie stronę internetową, zrzeszcie się w te 20 tysięcy ludzi pod tytułem: „Profesjonalizm usług tylko z naszym certyfikatem”. Rynek to wszystko wyreguluje”.
I podał tu przykład psychoterapeuty. Że to nie jest regulowany zawód, że jakość usług w tym zawodzie się bardzo różni pomiędzy wykonawcami tego zawodu – są tacy, którzy lepiej, są tacy, którzy gorzej go wykonują – ale ten zawód jakoś sobie całkiem dobrze na rynku radzi.

I tu poprosił o głos jeden z tych panów, którzy siedzieli o rząd za mną i takim mentorskim profesorskim głosem (ale to był chyba ten ze Zrzeszenia Małopolskich Przedsiębiorców) powiedział:
„To jest dobry PRZYKŁAD NA OBRONĘ INTERESÓW GRUPOWYCH!”.
Już miał na końcu języka „To z tym trzeba będzie walczyć”, juz niemal usłyszałam, że to powiedział, ale wycofał się i dokończył:
„To jest to, co trzeba będzie usunąć. Trzeba ten temat potraktować BARDZO ZDECYDOWANIE, aby osiągnąć ten cel!!! Rynek jak najlepiej reguluje” (lub cos w tym stylu) + chyba dodał:
„Uważam, że jest to kierunek dodatni”
I tu pan, doradca Gowina ds. deregulacji powiedział:
„Bardzo dziękuję za ten głos!”.
A Małopolski powiedział: „Dokładnie wyraził pan nasze poglądy w tym zakresie!”.

Następnie była osoba, która miała świetnie merytorycznie przygotowane pytanie. To był przykład z Pragi czeskiej. To było też dobrze przemyślane z punktu widzenia sztuki prowadzenia negocjacji – bo odwoływało się do słów/informacji od osoby nieobecnej (trudno z tym polemizować – w zasadzie jak się taką sytuację/trik zastosuje w negocjacjach, to jest bardzo trudne do zbicia, bo zazwyczaj to co powiedziała ta osoba, której nie ma – jest przyjęte za pewnik i z reguły się tego nie podważa – nie ma jak tego zweryfikować i trudno z tym polemizować). Ta dziewczyna poprosiła go o ustosunkowanie się do treści maila obrazującego sytuację z Pragi czeskiej, gdzie przeprowadzono deregulację w 2008 r. I przeczytała tego maila. Mail zaczynał się od słów: „Brak regulacji, brak kontroli”. Nie mam całej treści tego maila, ale generalnie chodziło o to, że jest tam rozwalony rynek, usługi te wykonuje byle kto, jakość tych usług jest bardzo niska. „Deregulacja zawodu otwiera na...”. Tu mi brakuje dalszej części tego tekstu. No, ale generalnie z tego maila wyłaniał się obraz chaosu. Pan się tym nie przejął, bo to nie była rozmowa w biznesie, tylko to była rozmowa z pozycji władzy. Ja tu mam zapisane słowa: „CO Z TEGO?”. Czyli musiał coś takiego jej pewnie odpowiedzieć... Ja tylko pamiętam, że na bardzo dobrze merytorycznie przygotowane pytanie odpowiedział w jakiś kretyński sposób, w ogóle niemerytorycznie.

Ja coraz mniej mam zapisanych tych pytań i odpowiedzi, które dotyczyły branży turystycznej – bo chyba coraz bardziej zaczęłam się w to wciągać i brać w tym udział czynnie (mimo, że miałam pierwotnie inne założenie). Emocje wzięły górę i coraz mniej mam z tej części „turystycznej” zapisane. Ona jeszcze mówiła, że taka sytuacja czeka nasz kraj. Przestrzegła przed tym, że przewodnicy nie zarobią na tyle, żeby móc utrzymać swoje mikroprzedsiębiorstwa, swoje firmy i po prostu znikną. On zdaje się (bo nie mam zanotowanego jego pytania, tylko jej odpowiedź) zapytał, czy tak (jej zdaniem) będzie że zostaną wyparci z rynku. „Już zostali. To jest sytuacja po deregulacji z Pragi czeskiej. Przewodnicy zostali wyparci przez byle co". To w tym miejscu mam zanotowane (chyba jako jego odpowiedź): „CO Z TEGO?”. I chyba ta dziewczyna, dalej (widać już wcześniej brała udział w takiej debacie):
„Próbowaliśmy mówić o wizerunku Polski. Jeżeli takie wizerunkowi argumenty do państwa nie trafiają, to może trafią finansowe. My jako piloci-przewodnicy płacimy podatki. Jeżeli zaczną to robić studenci, to będzie to szara strefa. Państwo powinno dbać o interesy swoich obywateli".

Tutaj zaczęła chyba mówić o tym, że w takiej sytuacji zagraniczne firmy będą zlecać tę pracę pilotom swoich wycieczek, którzy przyjadą z nimi z zagranicy i te pieniądze nie zostaną w Polsce (ona – z tego, co pamiętam, bo nie mam tego zapisane – ale taki był tego mniej więcej tok – miała na myśli i to powiedziała, że wynagrodzenia za tę pracę nie otrzymają Polacy). Pan „nie zrozumiał” i odpowiedział: „Mogę państwa zapewnić, że te obce firmy sieciowe płacą podatki”. Chyba powiedział, ale niedokładnie tymi słowami: „Lepiej niż nasi, niż nasze firmy” (czyli, że pieniądze – ale w postaci podatku, a nie wynagrodzenia dla ludzi do Polski trafią).

„Będą to robić ludzie bez odpowiednich kwalifikacji”.
Pan: „Mam tego pełną świadomość”.
„.... I pan mówi, że to świetnie, że niektórzy stracą pracę”.
I chyba coś powiedziała (choć nie mam tego zanotowane), że on nie odpowiedział na to pytanie. Bo faktycznie – w żaden sposób nie ustosunkował się do tego maila.
Pan: „Zdaje się, że odpowiedziałem na to pytanie”.

Ja już wtedy nie wytrzymałam i powiedziałam. (Mimo, że miałam ostateczne założenia inne, że nie wezmę w tym udziału czynnie i nie przygotowywałam się na to spotkanie merytorycznie, choć na samym początku, jak nad tym myślałam w piątek, to początkowo moja pierwsza wersja była taka, że pójdę dobrze przygotowana merytorycznie i wezmę w tym czynny udział, ale gdy wysyłałam to zgłoszenie do biura Gowina pod wieczór w piątek, wiedziałam już, że nie – miałam powód, żeby jednak zmienić plan. Może i lepiej, bo poszłam bardziej na luzie, miałam otwartą głowę i byłam w stanie to wszystko notować. Mam nadzieję, że Tobie lub komuś, kto będzie chciał przejąć pałeczkę i zaangażować się w to, może się cos z tego przyda i zostanie to w dobrym celu wykorzystane).

No więc, gdy pan powiedział: „Zdaje się, że odpowiedziałem na to pytanie”, ja rzuciłam:
„Tak, że ma pan tego pełną świadomość”.
„No tak, mam tego pełną świadomość”.
Czyli przyznał się de facto do tego, że:
- wie, że obcy piloci będą odbierali pracę Polakom
- wie, że będą to robiły osoby bez odpowiednich kwalifikacji (np. studenci)
- wie, że niektórzy Polacy stracą pracę
i jeszcze od siebie wcześniej dodał, że te zagraniczne sieciowe firmy często lepiej płacą podatki.

Potem opowiedział historię ze swojego życia. To było tak wzruszające, że myślałam, że się popłaczę (nawet jeżeli było to naprawdę poruszające, to on opowiedział to jak banał – widać było, że jest to obliczone na to, żeby wywołać efekt). „Miałem 13 lat, gdy umarł mój ojciec. Mama po wielkich staraniach otworzyła budkę z lodami. Była to druga budka z lodami w Świdniku. Przez dwa czy trzy lata powodziło nam się naprawdę nieźle. Potem weszły te firmy sieciowe: Algida itd. Staliśmy się ofiarami deregulacji. No, ale gdyby tak się nie stało? Byłbym pewnie dzisiaj właścicielem dobrze prosperującej lodziarni. Czy byłoby to dobre dla mnie?”.

I tak sobie mówił dalej, w ten deseń, że może to właśnie dobrze, bo może te osoby mają się zająć czymś innym i ta deregulacja właśnie takim wielkim dobrem dla nich jest???? Ja za chwilę zadałam takie pytanie – w zasadzie retoryczne – ale na forum (bo zgłosiłam się i udzielili mi głosu):
„Powiedział pan, że gdyby tak to pana życie potoczyło się tamtą drogą, to byłby pan pewnie właścicielem dobrze prosperującej lodziarni. I że nie byłoby to dla pana dobre”.
On – zaciekawiony, że mówię o nim – zgodził się:
„Tak”.
Ja dokończyłam:
„Może nie byłoby to dobre dla pana, ale może byłoby to dobre dla nas?”
Tu rozległy się śmiechy na sali i dostałam brawa za to pytanie. Widać było, że zbiło go to NIECO z tropu. A więc może tędy droga? Żeby próbować do niego trafić (żeby go to poruszyło), to musi być coś osobistego i niemerytorycznego, bo los innych ludzi go zupełnie nie obchodzi (jego – ale pewnie i – co za tym idzie – również jego pryncypała, bo nie wierzę, żeby którekolwiek z tych słów, czy „głębokich myśli” padło bez umocowania p. Gowina).

Chyba po mnie, bo mam go zanotowanego jako następny głos, odezwał się ten facet z tej trójki, która siedziała za mną z Małopolskiego Zrzeszenia Przedsiębiorców Prywatnych i rozpoczął:
„MY, PRZEDSIĘBIORCY MAŁOPOLSCY jesteśmy jak najbardziej za deregulacją. Wyrażamy poparcie na piśmie, za państwa pośrednictwem, dla p. min. Gowina”.

I tu – tak przychodzi mi do głowy – już z perspektywy czasu – gdyby się jeszcze coś takiego im „przydarzyło” – to trzeba głośno powiedzieć, że państwo nie macie prawa uzurpować sobie prawa mówienia w imieniu małopolskich przedsiębiorców – nie reprezentujecie państwo naszych (np. przewodników, którzy też są przedsiębiorcami) interesów i nie utożsamiamy/nie identyfikujemy się z tym. Bo to tak zabrzmiało, jakby MIELI PRAWO MÓWIĆ GŁOSEM w imieniu przedsiębiorców Małopolski. I gdyby na sali był ktoś z prasy, pewnie odnotowałby, że przedsiębiorcy małopolscy popierają rządowy pomysł deregulacji. BO TAK TO WYGLĄDAŁO!! Na drugi raz dobrze byłoby im na to nie pozwolić. Druga sprawa, która mi się nasuwa (to są moje „luźne pomysły”, ale może się Tobie, czy komuś przydadzą). To było bardzo dobre posunięcie – wręczyć rządowi pakiet (w tym przypadku poparcia) na piśmie. Można by zrobić coś takiego, żeby wręczyć jakiś dokument spisany na piśmie ze strony branży przewodnickiej, przedstawiający „w realu” wszelkie konsekwencje dla rynku turystycznego,  które pociąga za sobą deregulacja. Bo takie gadanie, jak tu dziś miało miejsce – gadaniem, a ze sposobu odpowiadania pana doradcy ds. deregulacji, a potem to już nawet z postawy ciała i mimiki twarzy wynikało, że ma on deregulowane zawody, poziom usług po deregulacji i los osób do tej pory je wykonujących, „w głębokim poważaniu”. Może by to nawet na tej manifestacji wręczyć? (chyba, że lepiej będzie na jakiejś debacie). Na tej manifestacji na pewno warto być. Dobrze, że ją organizują. Ale wydaje mi się, że jeżeli chcesz w tym czynnie, nawet w sensie organizacyjnym/koordynatorskim wziąć udział, to warto ludzi o pewne rzeczy pytać wprost, bo się nie domyslą. Np. czy ktoś się  wybiera samochodem lub może dać – dla  innych, którzy dzięki temu by się wybrali – transport do Warszawy. I tu znowu luźne pomysły, które mi przychodzą do głowy. Jak się tego nie zrobi z jajem co do formy, to minie bez echa. Trzeba by dowcipnych lub celnych haseł na transparenty (nie wiem jaki Warszawiacy z PTTK mają plan). Ja mam taka wizję – to jest tylko taki obrazek, który mi gdzieś tam przyszedł do głowy. Rzucę Ci to w ramach burzy mózgów i zaraz się wyłączam, bo nie mogę się w większym stopniu (poza napisaniem jeszczelistu do Gowina) zaangażować w tę sprawę. Zespół Pieśni i Tańca „Krakus” ma takiego fajnego smoka, w którego może się przebrać człowiek. To jest taki fajny jajcarny kostium smoka, który – widzę to oczami wyobraźeni – mógłby wzbudzić sympatię, nawet kompletnie nie kumającej (bo taka jest prawda) opinii publicznej, która pewnie przez TV jakoś to zobaczy. A ponieważ (jak sugerował p. Barszcz) przed przeprowadzeniem deregulacji któregoś zawodu mogłaby ich powstrzymać tylko ewentualność zagrożenia życia lub zdrowia będąca efektem deregulacji któregoś zawodu, może by takie hasło na transparent: SMOK WAWELSKI WYPIJE BARSZCZ. TO NIE JE GOWINA, ŻE BRONI KRAKÓW I POLAKÓW (Trochę – całkiem to niegramatycznie, ale zawsze można wstawić coś innego. Zamiast „broni” „utopi”? Ale jako, że mi to przyszło do głowy, więc w ramach ewentualnej burzy mózgów, choćby to superabsurdalne było, podrzucam).

Następny głos był taki – bardzo sensownie się chłopak wypowiadał – to było znowu na temat zawodu przewodnika:
„Specyfika tego zawodu jest taka, że ma się tylko jedną jedyną taką szansę na przekonanie klienta, czy usługa jest dobra. On tu przyjeżdża na kilka dni. A potem już nie ma możliwości zmienienia przewodnika. I wywozi z naszego miasta złe wrażenia po źle wyświadczonej usłudze oprowadzenia po Krakowie”.

I tu się chyba zaczęły argumenty „życiowo-zdrowotne” pana doradcy ds. deregulacji, że od złego oprowadzenia po Krakowie jeszcze nikt nie umarł, czy coś w tym stylu.

Przedtem jeszcze chyba ten Maciej Schab, moderator, opowiedział historyjkę ze swojego doświadczenia, jak to jego żona była w Barcelonie i tam oprowadzał ich po Barcelonie polski pilot i nikt im z tego powodu żadnych wtrętów nie robił. Dopiero przewodnicy obecni na sali uświadomili mu, że to jest nielegalne i że mieli dużo szczęścia, bo za coś takiego grozi mandat. I że te regulacje w tamtych krajach absolutnie obowiązują, że one w ten sposób bronią interesów swoich obywateli.

Ten chłopak,  który mówił o specyfice zwodu, mówił dalej, że „…ci turyści, którzy do nas przyjeżdżają, to są zagraniczne biura turystyczne, że ogromna większość tych ludzi to są przyjazdy zorganizowane, przysyłane przez jakieś zagraniczne biura turystyczne. W momencie jak ta regulacja zniknie, to oni będą chcieli do tych usług przewodnickich wykorzystać swoich pilotów, którzy przyjadą z nimi z zagranicy. My tych zleceń w ogóle nie dostaniemy. My nie mając odpowiednich środków nie będziemy w stanie zapewnić produktu, będziemy musieli stracić większość naszych dochodów. Jeżeli to jest polski rząd, to wydaje mi się, że powinien dbać o interesy Polaków”. I tu za inteligentne to dla p. Barszcza było (bo bardzo sensownie zbudowaną i bardzo jasną, klarowną i logiczną argumentacją popartą wypowiedź miał ten chłopak). No więc odpowiedź p. Barszcz wykonał komplemenciarsko-psychologiczną:
„Wie pan co, ma pan taką fajną nawijkę i że potrafi pan tak i z takim uśmiechem…” (to prawda, bardzo sympatyczną buzię miał ten chłopak i miły uśmiech), „…że będzie miał pan w kilka lat po tej deregulacji najlepiej prosperującą firmę w Krakowie”.

Ja wtedy się włączyłam: „Ale nie odpowiedział pan temu panu na pytanie”. Pan doradca Gowina: „Ale zdaje się, że ten pan nie sformułował konkretnego pytania”. Czyli ewentualnie, gdybyś szła Ty lub ktoś inny, uważajcie na to, formułujcie precyzyjnie pytania, bo gość nie jest nastawiony na przyjmowanie uwag ludu, tylko na odbijanie piłeczki. Czyli wg filozofii: „jak nie było pytania, to nie ma problemu”. NIE PRZYJMUJE ARGUMENTÓW ŻADNYCH, ŻE BĘDĄ OPROWADZALI ZAGRANICZNI PILOCI.

Ktoś tam zadał pytanie, którego słów nie zapisałam, ale chodziło o to, żeby mu ten doradca p. ministra powiedział, gdzie ma pracować, jak ta zmiana odbierze mu pracę. Pan Barszcz: „U mnie na wsi pod Warszawą zniknęły 3 lub 4 polskie sklepy. Kto potrafi zrobić biznes i ma na to pomysł, jak to zrobić, to będzie żył i żył dobrze. Kto tego nie potrafi zrobić, musi się zająć czym innym. To jest zmiana, która jest niekorzystna dla jednej, drugiej, czy piątej osoby, ale dla gospodarki jest konieczna. Zmiana jest fundamentem rozwoju”.

I zaczął opowiadać o sobie, jak to wychował się w małym miasteczku pod Lublinem (Świdnik), potem był Lublin (to chodziło o te kolejne zmiany, które są tym fundamentem rozwoju). Potem się przeniósł do Warszawy. Była ciężka i słabo płatna praca, potem była cięzka i trochę bardziej płatna. I tak wymieniał po kolei (i tu aż prosiłoby się powiedzieć, że teraz jest lekka i dobrze płatna. Za złe i niewłaściwe, szkodliwe społecznie jej wykonywanie dostaje się duże pieniądze (on coś tam mówił w tym swoim wykładzie na początku o cechach charakteru potrzebnych do wykonywania poszczególnych zawodów – on nie ma kwalifikacji ani merytorycznych, ani moralnych  do wykonywania zawodu polityka). I do tego gościa kontynuował: „Musi się pan zastanowić nad trzema rzeczami: Co pan lubi robic? Co pan potrafi robić? Z czego są pieniądze? Mnie by nigdy nie przyszło do głowy, żeby zadawać komuś takie pytanie: „A gdzie ja mam teraz pracować?”.

Mówił coś na temat tego, czy ktoś będzie miał kompetencje, czy ktoś nie będzie miał kompetencji. I znowu jego ulubiony przykład o mechaniku samochodowym: „Zapewniam państwa, że nie ma zawodu, który miałby większy wpływ na nasze życie, niż mechanik samochodowy. No i NIE – nie regulują tego zawodu. Bo wszystko sprowadza się do tego, w którą stronę chcemy iść. Bo z jednej strony możemy iść w stronę systemu cechowego, jaki był w średniowieczu! Że ojciec był kowalem i syn był kowalem, i wnuk był kowalem. Dobrze, możemy iść w tamtą stronę – to jest jakiś wybór – głupi, ale jest. W przypadku przewodników, sorry (chyba tego słowa użył), ale dla mnie argumentacja jest niepoważna: Nikt jeszcze nie umarł po skorzystaniu z usług kiepskiego przewodnika, a tymczasem, w przypadku mechanika – to co innego. Jeżeli cokolwiek mamy chronić przez regulację, to jest:
1. życie
2. zdrowie.

Zrobiliśmy nawet ankietę i tam jest pytanie: „Ile osób straciło życie lub zdrowie...?”.
PRZYJMOWAŁ I „ROZUMIAŁ” TYLKO ARGUMENTY I GŁOSY, które były dla niego KORZYSTNE.

Jeszcze zabrał głos jakiś taki (miałam wrażenie, że to było ukartowane, ale mogło i nie być)  pilot, który się odezwał do tych przewodników, którzy byli przeciw deregulacji,  że „…nie macie państwo racji…” (mówił cały czas o swoim blogu, że tam to wszystko jest opisane), że „…to, że się łapanki u nas na ulicach urządza, to do nas przyjeżdża najmniej turystów, niż by przyjeżdżać mogło. To przez to przyjeżdża mniej turystów!”.

Pan Barszcz starał się opowiadać historyjki, anegdotki, starał się być dowcipny. Lał wodę. Mógłby być „przewodnikiem”. Mają w „głębokim poważaniu” to, że ucierpi wizerunek Polski, mają w „głębokim poważaniu” to, że ludzie stracą pracę. Pan doradca uśmiechał się, gdy był jakiś głos po jego myśli. NIE ROZUMIAŁ argumentów, gdy był kontra.

Na koniec był jakiś jeszcze taki bardzo zgryźliwy i agresywny stosunkowo młody facet, który określił się, że jest o poglądach wolnorynkowych (i tu, mam wrażenie, że ten to już był podstawiony, bo tyle było w tym agresji i jadu, że to się tak normalnie nie zdarza). Jeszcze jego słowa – tak już wyrywkowo: „Co do dość operetkowej obrony zawodu przewodnika – to będzie tragedia!” (z taką sarkastyczną, zgryźliwą ironią to wszystko mówił) „…kiedy będzie zderegulowany zawódprzewodnika...”. Coś tam dalej szło i „…pozostała część  pani operetkowego lobby. Mam nadzieję, że państwa zawód zostanie zderegulowany. Mówicie, że pieniądze z Krakowa odpłyną. To na pewno więcej zarobią kolorowi księgarze. Lub ci oferujący ozdoby, pamiątki. Ci, co sprzedają kebaby. In plus, jako krakowianie, zarobimy. Losy pani branży są mi doskonale obojętne”.

Potem był jeszcze jakiś instruktor sportu. I zadał pytanie dotyczące swojej branży.

Pan Barszcz: „Z  całym szacunkiem dla państwa wysiłku („państwa” tzn. chodziło mu o przewodników), ta dyskusja ma dużo więcej sensu”.
Instruktor sportu: „Bo to jest kwestia uszkodzenia ciała”.
Wszystko sprowadzał do przykładu mechanika samochodowego. Może na następnych spotkaniach też tak robić.

Na manifestacji w Warszawie na pewno warto być – choć, jak się nie przekona i nie zapozna szerzej ze sprawą szerokiej opinii publicznej, to nie mamy szans. I wydaje mi się – jak się branże nie zjednoczą, tylko każda będzie mówić osobnym głosem.

Oni są przekonani i zdecydowani, żeby przeprowadzić to po trupach. (Aha, no właśnie, gdyby ich jakoś przekonać, że jest zagrożenie życia lub zdrowia, to może by jeszcze się jakoś otwarli. Ale to już chyba trzeba by się uciec do przemocy). I jeszcze jedno – Ciebie nie muszę tu przekonywać, że ja może nieobiektywna lub stronnicza jestem, bo może na inną partię głosowałam i nie lubię tej, dlatego się tak „nie w superlatywach” o tym wszystkim wyrażam. Ale może dla innych, którzy mogliby mieć taką wątpliwość, gdyby to było potrzebne: ja w ostatnich wyborach, w których brałam udział, głosowałam akurat na partię, której reprezentantem jest ten pan.

Pozdrawiam. Powodzenia w nierównej walce!

Pismo Podsekretarza Stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości oraz Sekretarza Generalnego Zarządu Głównego PTTK w sprawie nadsyłania swoich uwag do projektu Ustawy o zmianie niektórych ustaw dotyczących deregulacji zawodu przewodnika turystycznego i pilota wycieczek

Szanowne Koleżanki! Szanowni Koledzy!

Zamieszczamy pismo Podsekretarza Stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości oraz Sekretarza Generalnego Zarządu Głównego PTTK w sprawie nadsyłania swoich uwag do projektu Ustawy o zmianie niektórych ustaw dotyczących deregulacji zawodu przewodnika turystycznego i pilota wycieczek. Jeśli zatem macie jakiekolwiek uwagi i propozycje dotyczące projektu przedmiotowej ustawy, nadsyłajcie je w terminie do 23 marca br. na adres mailowy: joanna.kosnik[at]pttk.pl. Po zebraniu i opracowaniu przekażemy je na ręce Sekretarza Generalnego ZG PTTK jako stanowisko przewodników turystycznych PTTK. Oczekujemy Waszych listów.

Krajowy Samorząd Przewodników Turystycznych PTTK

Warszawa, 9.03.2012 r.

Członkowie Zarządu Głównego PTTK

Drogie Koleżanki,
Drodzy Koledzy

Przesyłam w załączeniu pismo, które wpłynęło w dniu dzisiejszym do Biura Zarządu Głównego PTTK od Podsekretarza Stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości pana Michała Królikowskiego w sprawie wyrażenia opinii o projekcie „ustawy o zmianie ustaw regulujących wykonanie niektórych zawodów”.

Na stronach: http://bip.ms.gov.pl/pl/projekty-aktow-prawnych/pozostale pkt. 11 i Rządowego Centrum Legislacji: http://legislacja.rcl.gov.pl/lista/2/projekt/33823, znajduje się projekt i przebieg dotychczasowego procesu legislacji ustawy.

Proszę o zapoznanie się z projektem i przesłanie uwag do proponowanych rozwiązań w terminie do 23 marca br., by możliwe było ich zebranie i przygotowanie projektu stanowiska w tej sprawie, który mógłby być przedmiotem akceptacji na najbliższym posiedzeniu Zarządu Głównego.

Sekretarz Generalny ZG PTTK
/-/Roman Bargieł

Pobierz: Pismo Ministerstwo Finansów dot. ustawy zmieniających regulacje zawodów. (Plik typu .pdf 392Kb)
Pobierz: Pismo z ZG PTTK (Plik typu .doc 31Kb)

Z uwagi na ochronę ze spamem adresy e-mail nie zostały podlinkowane.
Przy wysyłaniu poczty należy zamienić [at] na symbol @.

Stanowisko Krajowego Samorządu Przewodników Pttk W Sprawie Deregulacji Zawodów Przewodnika Turystycznego I Pilota Wycieczek

Warszawa, 7 marca 2012 r.

Koleżanki i Koledzy!
Przewodnicy miejscy, terenowi i górscy!
Piloci wycieczek!

Stajemy w obliczu ważnych decyzji, jakie musimy podjąć, aby bronić się przed zakusami ludzi, którzy nie rozumiejąc istoty zawodu przewodnika turystycznego i pilota wycieczek, próbują je sprowadzić do zasad, jakimi kierowano się przy organizacji „pospolitego ruszenia”. Zawsze słowo „przewodnik” miało swoje znaczenie, sens i wagę, zawsze kojarzyło się z poczuciem bezpieczeństwa osoby oprowadzanej, z przekazaniem rzetelnej wiedzy merytorycznej, a także z patriotyzmem i miłością do Ojczyzny. Wszystko to w jednej chwili chcą przekreślić rządowi decydenci, którzy nie do końca są dobrze informowani i zorientowani o procesie naboru na kursy dla kandydatów na przewodników i pilotów wycieczek, ich szkoleniu, egzaminowaniu, a później swobodzie działania na rynku turystycznym. Często tymi pseudo informatorami są byli przewodnicy i piloci, którzy na tym rynku nie sprawdzili się bądź to ze względu na słabe przygotowanie zawodowe i niechęć do stałego samokształcenia, bądź też ze względu na nieumiejętność pracy z ludźmi, a także współpracy z kolegami.

Tym kłamliwym informacjom musimy przeciwstawić rzetelne argumenty. O tym, że na kursy przewodnickie i pilockie przyjmowani są wszyscy chętni, którzy są pełnoletni, posiadają wykształcenie średnie i nie są karani za przestępstwa popełnione w związku z wykonywaniem zadań przewodnika turystycznego lub pilota wycieczek (stan zdrowia określa lekarz, a nie osoby dokonujące naboru na kursy). O tym, że szkolenia prowadzą osoby posiadające wysokie kwalifikacje (wiedza teoretyczna, wiedza praktyczna). O tym, że egzaminy prowadzone przez Urzędy Marszałkowskie nie są ani trudne, ani też nikt nie kieruje się tu swoimi prywatnymi animozjami i sympatiami, powodowanymi chęcią utrzymywania na jakimś niezmienionym poziomie ilości przewodników i pilotów w kraju (ilość wydanych uprawnień co roku świadczy dobitnie o tym fakcie). A także o tym, ze żadna z polskich organizacji skupiających przewodników turystycznych i pilotów wycieczek (koła i kluby PTTK, stowarzyszenia przewodników i pilotów) nikomu nie blokują możliwości przynależności do nich i że nie ma przymusu należenia do jakichkolwiek z nich (na rynku istnieje wielu przewodników i pilotów prowadzących swoją działalność gospodarczą).

Decydenci powinni się dowiedzieć o systemie szkolenia przewodników i pilotów. Nie jest to szkolenie proste i monotematyczne. Przewodnik to człowiek, który musi posiadać wiedzę multidyscyplinarną, jeśli chce zdać egzamin przewodnicki, a później dobrze wykonywać swój zawód. Musi się też stale uczyć na wszelkiego rodzaju kursach, szkoleniach wewnątrzorganizacyjnych, nie może mu być obce ustawiczne samokształcenie. Kursy dla kandydatów na przewodników górskich, terenowych i miejskich przewidują zajęcia z następujących dziedzin: historii Polski, historii kultury w Polsce, historia i sztuka gór polskich, historia gór polskich, historia miast, historia sztuki, podstawy architektury i urbanistyki, podstawowe wiadomości o górach w Europie i w świecie, geografia turystyczna gór polskich, topografia i geologia, komunikacja i zagospodarowanie turystyczne, ochrony przyrody i środowiska w Polsce, zagadnienia ochrony obszarów górskich, góry w kulturze polskiej, środowisko przyrodnicze gór polskich, etnografia i kultura ludowa, historii turystyki i przewodnictwa w Polsce, zasady letniej i zimowej turystyki w Polsce, metodyki i etyki przewodnictwa, bezpieczeństwo i pierwsza pomoc przedlekarska w turystyce, bezpieczeństwo w górach, przepisy prawa w turystyce, wybrane zagadnienia z psychologii i socjologii w turystyce, metodyka prowadzenia wycieczek w różnych warunkach i w różnych miejscach. Najważniejsze w tym szkoleniu są zajęcia praktyczne w terenie, które pozwalają nauczyć się, jak praktycznie można wykorzystać wiedzę teoretyczną.

Szkolenie pilotów wycieczek obejmuje: ogólne zagadnienia dotyczące turystyki w Polsce, wiedza o Polsce i świecie współczesnym, obsługa ruchu turystycznego, geografia turystyczna Polski i Europy, historia kultury i sztuki, interpretacja dziedzictwa narodowego, przepisy prawne i ubezpieczenia w turystyce, bezpieczeństwo, profilaktyka i ochrona zdrowia w turystyce, pilot a grupa (podstawy socjologii i psychologii) oraz szkolenie praktyczne. Trzeba sobie zdawać sprawę, że wielu maturzystów ma ogromne luki w wiedzy i kończy szkołę nie znając podstawowych faktów z historii kraju, jego dorobku kulturowego oraz atrakcji, które są magnesem przyciągającym turystów z zagranicy i innych regionów kraju. Nie wspomnę tu o tym, że i absolwenci np. geografii nie mają wystarczającej wiedzy o szczegółowej topografii gór polskich, a nawet regionów, czy miast. Dobremu przygotowaniu do pracy przewodnickiej służyć mają zatem kursy dla kandydatów na przewodników i pilotów wycieczek prowadzone nie tylko, jak powiedział to w audycji „Młodzież kontra” Pan Minister Gowin, „przez jakieś panie z PTTK”, ale również przez inne podmioty gospodarcze. Trzeba tu przyznać, że większość kursów dla kandydatów na przewodników jest prowadzona, i to na wysokim poziomie, przez PTTK, organizację o wieloletnich tradycjach przejętych od PTT i PTK. A i na egzaminach przewodnickich najlepiej wypadają absolwenci kursów PTTK-owskich. Bo przecież ta tradycja opiera się na fakcie nadania przed 200. laty pierwszego patentu przewodnickiemu sołtysowi wsi Karłów, Franzowi Pablowi, nadaniu przed 140. laty pierwszych patentów przewodników tatrzańskich góralom z Zakopanego i Podhala. Tej tradycji nie wolno zmarnować.

Zapewnienia Pana Ministra Jarosława Gowina o stworzeniu na rynku po deregulacji dodatkowych miejsc pracy w odniesieniu do zawodu przewodnika turystycznego i pilota wycieczek (szacuje się, że deregulacja stworzy ok. 100 tysięcy takich miejsc) jest utopijne od samego początku. W Polsce istnieje ok. 100 – 200 osób, które żyją wyłącznie z przewodnictwa. I robią to dobrze w oparciu o rzetelną wiedzę i praktykę. Nikt rozsądny nie spodziewa się, że ich miejsce zajmą inni polscy przewodnicy (a szczególnie ci nielicencjonowani). Miejsca po naszych przewodnikach zostaną natychmiast opanowane przez kierowników grup, a nawet kierowców wycieczek zagranicznych, bo przepisy w naszym kraju będą na to zezwalały. Jakżeż szybko okaże się, ze pieniądze, które budżet państwa otrzymywałby z podatków regularnie płaconych przez polskich przewodników, nigdy nie zasilą go. A i jakość informacji o naszym kraju, jego dorobku, historii, tradycjach, wspaniałościach przyrody, twórczości umysłów i rąk Polaków, a wreszcie dniu dzisiejszym będzie oscylowała w granicach niewystarczającego minimum. Które szanujące się biuro turystyczne w Polsce, dbające o swoją opinię, dbające o jakość swoich usług, dbające przede wszystkim o swojego klienta podejmie ryzykowną decyzję o zatrudnieniu kogoś z ulicy, który wyrazi chęć bycia przewodnikiem lub pilotem wycieczek? Przecież nikt, w trosce o klienta, nie anuluje zapisu art. 30 ust. 1 Ustawy o usługach turystycznych z dnia 29 sierpnia 1997 r. (z późniejszymi zmianami – tekst jednolity), który brzmi: „Organizatorzy turystyki są obowiązani zapewnić klientom uczestniczącym w imprezach turystycznych opiekę osób posiadających kwalifikacje odpowiednie do rodzaju imprezy. Jeżeli umowa nie stanowi inaczej, za odpowiednie kwalifikacje uważa się, w zależności od rodzaju imprezy, uprawnienia przewodnika turystycznego lub pilota wycieczek”. Nawet jeśli z tego zapisu usunięty zostanie przewodnik turystyczny i pilot wycieczek, problem właściwej, wykwalifikowanej obsługi imprez turystycznych pozostanie, mimo nowego, dość enigmatycznego zapisu w projekcie zmian tejże Ustawy.

Jeśli nawet premier Donald Tusk pozytywnie ocenia ministra Jarosława Gowina i twierdzi, że jest to „człowieka z pozytywną szajbą”, należy sądzić, że nie każda „szajba” i nie zawsze przynosi pozytywne rezultaty. A wsparcie udzielone ministrowi przez premiera w sprawie „otwarcia” zawodów regulowanych, gdy mówił: „Umówiliśmy się, że będziemy cyklicznie spotykali się z szefami innych resortów zawsze wtedy, kiedy pojawią się blokady urzędników z innych dziedzin” powinno się odnosić do tych zawodów, które dawno powinny być doregulowane, gdyż wymagają jedynie wiedzy zdobytej na studiach lub w szkole średniej i odpowiedniej praktyki. Według propozycji ministra Jarosława Gowina „…zniesiony zostaje obowiązek ukończenia szkolenia oraz zdania egzaminu końcowego, przedstawienia zaświadczenia o stanie zdrowia oraz wymóg wykształcenia”. Zatem przewodnikiem i pilotem może być osoba chora, z dysfunkcjami ruchowymi, a do tego wystarczy, że będzie umiała się podpisać (do czego nie jest potrzebne nawet ukończenie szkoły podstawowej). I jak to będzie w Tatrach i innych górach polskich, kiedy zacznie oprowadzać grupy turystów człowiek z podstawowym wykształceniem (tzn. o bardzo niewielkiej wiedzy teoretycznej o górach i zjawiskach zachodzących na tym obszarze), a do tego chory lub niepełnosprawny? Mamy już przykłady tragicznych wypadków w Tatrach, na Babiej Górze i na Pilsku, gdzie ginęli młodzi ludzie prowadzeni przez „doskonałych specjalistów turystyki” jakimi się nazywali nauczyciele i trenerzy. Czy Pan Premier Donald Tusk i Pan Minister Jarosław Gowin udaliby się na wycieczkę wysokogórską w towarzystwie takiej osoby? Sądzę, że nie. I każdy człowiek przy zdrowych zmysłach, posiadający instynkt dbania o swoje i innych bezpieczeństwo, na pewno nie poszedłby na taką wycieczkę. Czy grupa pracowników naukowych z Krakowa chciałaby być oprowadzana po Warszawie przez osobę umiejącą się jedynie podpisać? Sadzę, ze też nie, bo chciałaby się dowiedzieć coś więcej niż ta osoba byłaby w stanie im przekazać.

Nie wyobrażam sobie zatem w jaki sposób przy okazji mistrzostw Europy w piłce nożnej „Euro 2012” będzie wyglądała promocja naszego kraju i jego pokazywanie rzeszom kibiców przybywających z całej Europy? Wtedy jeszcze będziemy przewodnikami i pilotami. A może należałoby, tracąc nawet okazję do zarobku, zbojkotować w formie protestu, solidarnie wszyscy, obsługę mistrzostw? Co Wy na to? A póki co powinniśmy użyć wszelkich dostępnych środków walki o utrzymanie zawodów przewodnickich. Wszyscy, jak jeden mąż, piszmy listy, wysyłajmy maile, tłumaczmy społeczeństwu kim jest wykwalifikowany przewodnik turystyczny i pilot wycieczek. Bombardujmy nimi Ministra Sprawiedliwości (Ministerstwo Sprawiedliwości, Al. Ujazdowskie 11, 00-950 Warszawa; skargi(at)ms.gov.pl) oraz Premiera (00-583 Warszawa, al. Ujazdowskie 1 – 3; kontakt(at)kprm.gov.pl; www.premier.gov.pl w zakładce „Napisz do premiera”; www.kprm.gov.pl) przesyłajmy kopie do Ministerstwa Sportu i Turystyki (Ministerstwo Sportu i Turystyki, ul. Senatorska 14, 00-082 Warszawa, kontakt(at)msport.gov.pl; www.msport.gov.pl), Ministerstwa Edukacji Narodowej (adres: Ministerstwo Edukacji Narodowej, al. J. Ch. Szucha 25, 00-918 Warszawa) oraz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego (Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, ul. Krakowskie Przedmieście 15/17, 00-071 Warszawa, minister(at)mkidn.gov.pl; www.mkidn.gov.pl). Niech Warszawa zostanie „zalana” naszą korespondencją. Piszmy indywidualnie, piszmy w imieniu kół i klubów przewodnickich, Samorządów Wojewódzkich, samodzielnych Stowarzyszeń Przewodnickich, Stowarzyszeń Pilotów i Przewodników, wreszcie Stowarzyszeń Pilotów. Jest nas, przewodników, ok. 12 tysięcy, a jeszcze więcej pilotów wycieczek (do końca 2011 r. wydano ponad 50 tysięcy uprawnień). A jeśli to nie pomoże, wyjdziemy na warszawskie ulice, by przed gmachem Ministerstwa Sprawiedliwości oraz Rady Ministrów okazać swoje niezadowolenie i zaprotestować przeciwko nieprzemyślanym pomysłom, wybranych przez nas, polityków, nawet tych z „pozytywną szajbą”. Śledźcie na bieżąco informacje na stronach internetowych Waszych kół i klubów, Samorządów, Stowarzyszeń, a szczególnie na stronie http://przewodnicy.pttk.pl/aktualnosci

Będziemy Was stale o wszystkim informować. A jeśli zajdzie taka potrzeba zorganizujemy w Warszawie spokojną, kulturalną demonstrację (proponowany termin to 22 marca br.).

W imieniu Krajowego Samorządu Przewodników Turystycznych PTTK
Stanisław Kawęcki – przewodniczący

Pobierz „Pismo Do Przewodników I Pilotów“. (Plik typu .doc 55Kb)

Z uwagi na ochronę ze spamem adresy e-mail nie zostały podlinkowane.
Przy wysyłaniu poczty należy zamienić [at] na symbol @.

Deregulacja dostępu do zawodów – prezentacja projektu ustawy

2012-03-03

Tam gdzie jest regulacja tam są wysokie ceny, niska jakość, wysokie bezrobocie i rozrost biurokracji - powiedział dzisiaj na konferencji prasowej Minister Sprawiedliwości Jarosław Gowin przedstawiając projekt ustawy o zmianie ustaw regulujących wykonywanie niektórych zawodów.

Minister Sprawiedliwości Jarosław Gowin podkreślił, że zaprezentowanym dzisiaj projektem ustawy rząd „wyjmuje pierwszą cegłę w murze barier biurokratycznych i przywilejów, które zapewniły sobie rozmaite korporacje“.

Polska jest dziś rekordzistą Europy w ograniczaniu dostępu do pracy. W naszym kraju nie można swobodnie wykonywać aż 380 zawodów. „To jest ranking hańby“ - ocenił Jarosław Gowin.

Przygotowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości projekt ustawy w pierwszej transzy ułatwi dostęp do 49  zawodów, których wykonywanie wiąże się dziś z pokonaniem wielu barier od administracyjnych po ekonomiczne (kosztowne szkolenia i kursy, egzaminy państwowe).

- Celem przygotowanej deregulacji nie jest jednak bezrefleksyjne otwarcie dostępu do wszystkich zawodów – powiedział w trakcie konferencji Minister Sprawiedliwości Jarosław Gowin. Są przypadki, w których regulacje są konieczne, ponieważ wynikają z ochrony zdrowia, życia lub bezpieczeństwa. Dotyczy to głównie zawodów zaufania publicznego – zaznaczył.

Ograniczenia w dostępie do wykonywania określonych zawodów niosą za sobą szereg  negatywnych skutków gospodarczo-społecznych. Są to:

  • wzrost poziomu bezrobocia głównie wśród grup szczególnie na nie narażonych (młodych ludzi wchodzących na rynek pracy oraz kobiet powracających z urlopów macierzyńskich czy wychowawczych)
  • wzrost cen i spadek jakości usług w branżach, w których zawody te występują
  • rozrost biurokracji i zwiększanie kosztów funkcjonowania państwa (konieczność ponoszenia wydatków związanych z utrzymaniem systemu, czyli m.in. kosztów funkcjonowania rejestru czy wynagrodzeń komisji egzaminacyjnej)
  • Nadmierne uregulowanie dostępu do zawodów ma także szkodliwy wpływ na rozwój gospodarczy państwa, gdyż powoduje obniżenie konkurencyjności polskiej gospodarki w międzynarodowych rankingach. W dodatku taki stan rzeczy jest niezgodny z polską Konstytucją – narusza bowiem prawo do wyboru zawodu i swobody podejmowania pracy

Prace nad ustawą rozpoczęły się od konsultacji międzyresortowych i opracowania listy ponad 200 zawodów, w których regulacje zostały ocenione jako nadmierne lub zbędne. Do pierwszej transzy wybranych zostało 49 zawodów. Jednocześnie, w Ministerstwie Sprawiedliwości rozpoczęły się już prace nad projektem ustawy, który ułatwiłby dostęp do kolejnych 180 zawodów. Oznaczałoby to, że obie ustawy deregulacyjne objęłyby w sumie  około 230 zawodów, co stanowi ponad 60% wszystkich obecnie regulowanych w Polsce profesji. Według szacunków ekspertów, deregulacja może zwiększyć zatrudnienie w tych zawodach o 15-20%.

Zniesienie wielu barier, które obecnie stoją na przeszkodzie w dostępie do określonych profesji, będzie miało szereg pozytywnych skutków. Jednym z głównych będzie większe otwarcie rynku pracy na ludzi młodych, którzy właśnie skończyli edukację i rozpoczynają pracę zawodową.

Przewiduje się, że pozytywnym efektem zmian będzie także spadek cen usług i wzrost ich jakości spowodowany większą konkurencyjnością. Zniknie bowiem zjawisko zawyżania cen usług ze względu na monopol lub niewystarczającą ilość usługobiorców (w mieście, w którym jest pięć zakładów ślusarskich ceny będą niższe, niż w tym, które ma tylko jeden taki zakład). Zniesienie obowiązku zdawania państwowych egzaminów wpłynie znacząco na ograniczenie biurokracji – obecnie w wielu urzędach państwowych istnieją specjalne komórki organizacyjne zajmujące się jedynie nadzorem nad podległymi im zawodami.

Projekt ustawy o zmianie ustaw regulujących wykonywanie niektórych zawodów (.pdf)
Lista 49 deregulowanych zawodów
Prezentacja dotycząca deregulacji zawodów (.pdf)

Nasz komentarz:

Stanowisko Ministerstwa W Sprawie Deregulacji Zawodów

W materiałach załączonych znajdziecie, Koleżanki i Koledzy, następną „pomoc“ przy pisaniu protestów do Ministerstwa. Jak widać z projektu Ustawy przewodnicy mają istnieć, ale na zasadzie tylko nazwy. Jedynie przewodnicy górscy mają być licencjonowani, ale bez wymogu wykształcenia. Przy projekcie zawarto zasady konsultacji, podano efekty wprowadzenia deregulacji i jednostki przewidziane do konsultacji społecznych. I tu również powinniśmy skierować swoje apele, szczególnie do wszystkich jednostek PTTK, które będą brały udział w procesie konsultacji. *Zapoznajmy się szczegółowo z projektem*. Będziemy mieć argumenty w walce o pozostawienie zawodów przewodnickich jako zawody regulowane.

Stanisław Kawęcki

Przewodnik turystyczny – zawód „od ręki”?

TTG Polska Dziennik Turystyczny nr 279/12 przynosi rewelacyjne wieści:

Przewodnik turystyczny, taksówkarz, adwokat, instruktor prawa jazdy… to zaledwie ułamek w morzu profesji, które już niedługo zostaną „uwolnione” od wymogu koncesji, egzaminów i licencjonowania. – Niech o tym, kto jest np. pośrednikiem nieruchomości, decyduje rynek, a nie urzędnicy, ustawy i zorganizowane lobby – przekonuje minister sprawiedliwości, Jarosław Gowin.

Idea spotkała się z pozytywną oceną premiera Donalda Tuska, który określił ministra mianem „człowieka z pozytywną szajbą” i zapewnił udzielenia wsparcia w sprawie „otwarcia” zawodów regulowanych: - Umówiliśmy się, że będziemy cyklicznie spotykali się z szefami innych resortów zawsze wtedy, kiedy pojawią się blokady urzędników z innych dziedzin.

O negatywnych skutkach „przeregulowania” możemy przekonać się na własnej skórze: wykształcenie kierunkowe to za mało, pracodawcy wymagają podjęcia kursów doszkalających, co wiąże się z dodatkowymi kosztami, a później egzamin. – A ten egzamin zdaję wtedy, kiedy korporacja łaskawie dopuści kolejną osobę do zawodu: na tym polega ta choroba – tłumaczył premier.

Przykładowo, w przypadku zawodu przewodnika zdobyte wykształcenie nie jest najistotniejszym czynnikiem decydującym o przyjęciu lub odrzuceniu kandydatury. I choć wskazane jest wykształcenie wyższe, to sama matura nie dyskwalifikuje zainteresowanego. Wymogiem, który trzeba spełnić, aby zdobyć uprawienia przewodnika, jest odbycie szkolenia i praktyk przewodnickich oraz zdanie egzaminu z części teoretycznej i praktycznej. Rynek pracy kuleje, brakuje świeżej krwi do podjęcia zawodu, wzrastają ceny, a konkurencja z dnia na dzień słabnie, by w końcu wypaść z obiegu, dlatego tak ważne jest owe „otwarcie drzwi”. Deregulacja ma sprawić, że na rynku pojawią się nowe miejsca pracy (około 50-100 tysięcy), powinny też obniżyć się koszty świadczonych usług. Nie wszystkim ten pomysł przypadł do gustu: przedstawiciele zawodów, które mają stać się wolnymi od regulacji, zapowiadają protesty.

Długo trzeba było czekać na to, aby ta oczywista oczywistość stała się oficjalnym stanowiskiem rządu. Jednak z entuzjazmem radziłabym się wstrzymać. To nie pierwszy pomysł rządu, o którym mówiono wiele (szczególnie podczas kampanii wyborczej), a w rezultacie nie zrobiono nic. Pozostaje nam jedynie mieć nadzieje i bacznie obserwować gowinowo-tuskowe poczynania. 

Agnieszka Wiktor

Zobacz na stronie TTG Polska

Nasz komentarz:

Odnosi się wrażenie, że TTG to rządowa agenda i rozwija propagandę godną niegdysiejszej „Trybuny Ludu”. Pani Agnieszka Wiktor powtarza slogany, w które sama chyba nie wierzy. Chciałbym wiedzieć, czy chciałaby być oprowadzana przez przewodnika, który umie się jedynie podpisać (wykształcenie nie będzie wymagane), nie umie mówić, a jeśli już, to monotematycznie, nie posiada wiedzy jak mówić i jakim „językiem” w zależności od grupy. A tak, a propos, dodatkowych miejsc pracy nie będzie, bo w tym kraju ok. 100 osób utrzymuje się jedynie z pracy przewodnickiej. A i dla nich zabraknie pracy, bo wycieczki zagraniczne będą miały swoich „oprowadzaczy”, a wiedząc, że w Polsce jest w tym zakresie swoboda, będzie tych „oprowadzaczy” coraz to więcej. Ucierpi na tym również image naszego kraju. Przecież trudno o obiektywną ocenę naszego dorobku, kultury, tradycji, a nawet historii i przyrody obcym przybyszom, którzy często nawet o swoim kraju niewiele mogą powiedzieć. Podajemy adres strony internetowej TTG, na której można dokonywać wpisów i dzielić się swoimi poglądami, propozycjami i uwagami w przedmiotowej sprawie.

Deregulacja zawodów - wypowiedź Ministra Jarosława Gowina - „Młodzież kontra“ 4 marca 2012 TVP

Warto posłuchać co Pan Minister Jarosław Gowin ma do powiedzenia w sprawie deregulacji zawodów oraz w jaki sposób reaguje na „głos ludu“. I tu objawia się coś, co nas powinno niepokoić w szerszym kontekście. Warto odsłuchać całą audycję, a „niecierpliwi“ znajdą w niej tekst dotyczący deregulacji zawodu przewodnika od mniej więcej 16 minuty. Link podany pozwala obejrzeć i wysłuchać audycji „Młodzież kontra“ nadanej przez TVP Info w dniu 4 marca br. o godz. 21.50. Myślę, że pozwoli to Wam, Koleżanki i Koledzy, wyciągnąć właściwe wnioski.

Obejrzyj audycję

Deregulacja dostępu do zawodów – prezentacja projektu ustawy

Deregulacja dostępu do zawodów – prezentacja projektu ustawy - 2012-03-03

Tam gdzie jest regulacja tam są wysokie ceny, niska jakość, wysokie bezrobocie i rozrost biurokracji - powiedział dzisiaj na konferencji prasowej Minister Sprawiedliwości Jarosław Gowin przedstawiając projekt ustawy o zmianie ustaw regulujących wykonywanie niektórych zawodów.

Minister Sprawiedliwości Jarosław Gowin podkreślił, że zaprezentowanym dzisiaj projektem ustawy rząd „wyjmuje pierwszą cegłę w murze barier biurokratycznych i przywilejów, które zapewniły sobie rozmaite korporacje“.

Polska jest dziś rekordzistą Europy w ograniczaniu dostępu do pracy. W naszym kraju nie można swobodnie wykonywać aż 380 zawodów. „To jest ranking hańby“ - ocenił Jarosław Gowin.

Przygotowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości projekt ustawy w pierwszej transzy ułatwi dostęp do 49  zawodów, których wykonywanie wiąże się dziś z pokonaniem wielu barier od administracyjnych po ekonomiczne (kosztowne szkolenia i kursy, egzaminy państwowe).

- Celem przygotowanej deregulacji nie jest jednak bezrefleksyjne otwarcie dostępu do wszystkich zawodów – powiedział w trakcie konferencji Minister Sprawiedliwości Jarosław Gowin. Są przypadki, w których regulacje są konieczne, ponieważ wynikają z ochrony zdrowia, życia lub bezpieczeństwa. Dotyczy to głównie zawodów zaufania publicznego – zaznaczył.

Ograniczenia w dostępie do wykonywania określonych zawodów niosą za sobą szereg  negatywnych skutków gospodarczo-społecznych. Są to:

  • wzrost poziomu bezrobocia głównie wśród grup szczególnie na nie narażonych (młodych ludzi wchodzących na rynek pracy oraz kobiet powracających z urlopów macierzyńskich czy wychowawczych)
  • wzrost cen i spadek jakości usług w branżach, w których zawody te występują
  • rozrost biurokracji i zwiększanie kosztów funkcjonowania państwa (konieczność ponoszenia wydatków związanych z utrzymaniem systemu, czyli m.in. kosztów funkcjonowania rejestru czy wynagrodzeń komisji egzaminacyjnej).
  • Nadmierne uregulowanie dostępu do zawodów ma także szkodliwy wpływ na rozwój gospodarczy państwa, gdyż powoduje obniżenie konkurencyjności polskiej gospodarki w międzynarodowych rankingach. W dodatku taki stan rzeczy jest niezgodny z polską Konstytucją – narusza bowiem prawo do wyboru zawodu i swobody podejmowania pracy.

Prace nad ustawą rozpoczęły się od konsultacji międzyresortowych i opracowania listy ponad 200 zawodów, w których regulacje zostały ocenione jako nadmierne lub zbędne. Do pierwszej transzy wybranych zostało 49 zawodów. Jednocześnie, w Ministerstwie Sprawiedliwości rozpoczęły się już prace nad projektem ustawy, który ułatwiłby dostęp do kolejnych 180 zawodów. Oznaczałoby to, że obie ustawy deregulacyjne objęłyby w sumie  około 230 zawodów, co stanowi ponad 60% wszystkich obecnie regulowanych w Polsce profesji. Według szacunków ekspertów, deregulacja może zwiększyć zatrudnienie w tych zawodach o 15-20%.

Zniesienie wielu barier, które obecnie stoją na przeszkodzie w dostępie do określonych profesji, będzie miało szereg pozytywnych skutków. Jednym z głównych będzie większe otwarcie rynku pracy na ludzi młodych, którzy właśnie skończyli edukację i rozpoczynają pracę zawodową.

Przewiduje się, że pozytywnym efektem zmian będzie także spadek cen usług i wzrost ich jakości spowodowany większą konkurencyjnością. Zniknie bowiem zjawisko zawyżania cen usług ze względu na monopol lub niewystarczającą ilość usługobiorców (w mieście, w którym jest pięć zakładów ślusarskich ceny będą niższe, niż w tym, które ma tylko jeden taki zakład). Zniesienie obowiązku zdawania państwowych egzaminów wpłynie znacząco na ograniczenie biurokracji – obecnie w wielu urzędach państwowych istnieją specjalne komórki organizacyjne zajmujące się jedynie nadzorem nad podległymi im zawodami.

Lista zawodów przewidzianych w pierwszej kolejności do deregulacji

  • Adwokat
  • Radca prawny
  • Komornik
  • Syndyk
  • Notariusz
  • Urzędnik sądowy i prokuratury
  • Spawacz w odkrywkowych zakładach górniczych
  • Spawacz w zakładach górniczych wydobywających kopaliny otworami wiertniczymi
  • Mechanik wiertni w zakładach górniczych wydobywających kopaliny otworami wiertniczymi
  • Lider klubów pracy
  • Pośrednik pracy
  • Doradca zawodowy
  • Specjalista ds. rozwoju zawodowego
  • Specjalista ds. programów
  • Doradca EURES
  • Asystent EURES
  • Geodeta w zakresie geodezyjnych pomiarów podstawowych
  • Geodeta w zakresie redakcji map
  • Geodeta w zakresie fotogrametrii i teledetekcji
  • Pracownik ochrony fizycznej I stopnia
  • Pracownik ochrony fizycznej II stopnia
  • Pracownik zabezpieczenia technicznego I stopnia
  • Pracownik zabezpieczenia technicznego II stopnia
  • Detektyw
  • Trener I klasy
  • Trener II klasy
  • Trener klasy mistrzowskiej
  • Instruktor sportu
  • Przewodnik turystyczny miejski
  • Przewodnik turystyczny terenowy
  • Przewodnik turystyczny górski
  • Przewodnik górski międzynarodowy
  • Pilot wycieczek
  • Bibliotekarz
  • Pracownik dokumentacji i informacji naukowej
  • Egzaminator osób ubiegających się o uprawnienia do kierowania pojazdem
  • Instruktor nauki jazdy
  • Taksówkarz
  • Zarządca nieruchomości
  • Pośrednik w obrocie nieruchomościami
  • Marynarz żeglugi śródlądowej
  • Mechanik statkowy żeglugi śródlądowej
  • Przewoźnik żeglugi śródlądowej
  • Stermotorzysta żeglugi śródlądowe
  • Szyper żeglugi śródlądowej
  • Marynarz motorzysta żeglugi śródlądowej
  • Starszy marynarz żeglugi śródlądowej
  • Bosman żeglugi śródlądowej
  • Sternik żeglugi śródlądowej

Przedruk ze strony Ministerstwa Sprawiedliwości: Link: Deregulacja dostępu do zawodów – prezentacja projektu ustawy - 2012-03-03

Przewodnicy zawód - co się zmieni. (Plik typu .pdf 97Kb)

Rząd zdejmie młodym korporacyjne dyby

I co o tym sądzicie?
Nadsyłajcie swoje uwagi na adres poczty mailowej poczta[at]przewodnicy.pttk.pl.
Piszcie w imieniu dużych kół i samorządów wojewódzkich swoje protesty do Sejmu RP (na ręce Marszałka) wyjaśniając, że pomysł ten w odniesieniu do przewodników jest nonsensem

Połowa regulowanych zawodów zostanie otwarta. Dostępu do kariery nie będą blokować organizacje branżowe. „Rz” dotarła do rządowych planów deregulacyjnych, które zapowiadał Donald Tusk w exposé. Prosty pomysł może stworzyć tysiące nowych miejsc pracy, zwiększyć konkurencyjność, a przy okazji zlikwidować wiele absurdów. Na koniec studiów absolwenci będą zdawać specjalne egzaminy państwowe, które automatycznie dadzą im prawo rozpoczęcia kariery w zawodach regulowanych.

Ma to objąć świeżo upieczonych m.in. architektów, inżynierów czy urbanistów.

Dziś, aby zdobyć uprawnienia, absolwent architektury musi przez trzy lata odbywać praktyki i zdać branżowy egzamin. Jeśli  plany rządu wejdą w życie, droga do zawodu  znacznie się skróci. Barbara Kudrycka, minister nauki i szkolnictwa wyższego, chce, by takie uprawnienia dawał egzamin państwowy zdawany na zakończenie studiów. W sumie ma zostać otwarty dostęp do ok. 160 zawodów regulowanych. W Polsce jest ich obecnie 380, najwięcej w Europie (w Szwecji – 91, Finlandii – 122). 

Ze źródeł rządowych dowiedzieliśmy się, że dla ok. 70 zawodów, m.in. pośrednika nieruchomości, przewodnika, będą określone jedynie wymagania formalne, bez konieczności komisyjnej weryfikacji wiedzy.
– Jeśli uczelnie zapewnią wysoką jakość kształcenia, pozwolą zdobyć umiejętności praktyczne, to pomysł można śmiało realizować – ocenia Grzegorz Maj ze Stowarzyszenia Fair Play.
– Deregulacja powinna polegać na wprowadzeniu jedynie wymogu posiadania wykształcenia i doświadczenia oraz ewentualnie także ubezpieczenia – mówi Przemysław Wipler, poseł PiS.
Według danych GUS bezrobocie wśród młodych ludzi jest na poziomie ok. 470 tys. osób.
– Likwidacja zawodów regulowanych może zwiększyć zatrudnienie o 15 – 20 proc. w poszczególnych profesjach – szacuje Kazimierz Sedlak z firmy Sedlak & Sedlak.

przewodnika - podkreślenie nasze.

Przedrukowano z „Rzeczpospolitej”: Link: Rząd zdejmie młodym korporacyjne dyby

Usługi przewodnickie wreszcie bez reglamentacji?

Jeszcze jeden artykuł "znawców przewodnictwa i zawodu przewodnickiego". Przedstawiamy go wszystkim pod rozwagę i po to, by zastanowić się nad skomasowaną akcją "pseudoprzewodników" i nad tym, jak bronić zawodu przewodnika. Wysyłane protesty pod adresem autorów są zatem konieczne. Wysyłajcie ich jak najwięcej.

Polska to kraj z jedną z największych ilości regulowanych zawód w Europie. Rządowe plany przewidują nareszcie uwolnienie blisko 70. zawodów, w tym zawodu przewodnika.

Rządowe plany pozostawienia wyłącznie wymogów formalnych bez konieczności odbywania szkoleń i zdawania trudnego egzaminu państwowego na przewodnika ucieszą wiele osób. Zwłaszcza takich, które nie wiążą z tym zawodem swojej przyszłości, a chcą mieć jedynie możliwość dodatkowego zarobku. Uwolnienie tego zawodu powinno ucieszyć przede wszystkim studentów historii i historii sztuki, którzy oprowadzając wycieczki będą mogli zasilić swój budżet.

Dzisiaj to nieopłacalne. Problemem jest nie tylko sama reglamentacja, ale również niemały koszt zdobycia uprawnień przewodnika. Posłużę się przykładem Krakowa, który jest mi dobrze znany. Tutaj kurs na przewodnika kosztuje ok. 2.000 zł, przy cenie za kurs prawo jazdy prawie połowie mniejszej. Przyznaję jednak, że kursom nie można odmówić fachowości. Przede wszystkim kursowi organizowanemu przez Zamek Królewski na Wawelu, który ma bogaty 250 godzinny program, a zajęcia prowadzą wybitni specjaliści. Jednak cena jest dla wielu zaporowa. Dodając do tego ryzyko niezdania egzaminu państwowego wiele osób rezygnuje z ubiegania się o patent.

Na rynku jest tyle przewodników, książek, albumów o Krakowie, że każda ambitna osoba bez trudu w ciągu kilku miesięcy jest wstanie opanować potrzebną wiedzę i samodzielnie oprowadzać grupy. Jeśli to by było mało to może wówczas skorzystać z takiego kursu. Jeśli nie będzie obligatoryjny możliwe, że jego cena spadnie.

Obecnie nawet oprowadzając małe grupy jest się narażonym na wysoki mandat za wykonywanie usług przewodnickich bez licencji. W Krakowie media kilkukrotnie opisywała sytuacje, gdy znajomych oprowadzała zaprzyjaźniona osoba, za co została ukarana mandatem przez straż miejską. Wiele spraw skończyło się w sądach. Dochodziło nawet do takich patologii, że mandaty dostawały osoby głośno czytające książki o Krakowie lub przeprowadzające lekcje szkolne w terenie.

Warto też zwrócić na jeszcze jeden aspekt tej sprawy. Jaki jest cel utrzymywania regulacji na usługi przewodnickie? Z całym szacunkiem dla przewodników, ale nie jest to zawód zaufania publicznego, czy wiążący się z zagrożeniem dla zdrowia, czy życia ludzkiego. Mówiąc kolokwialnie wystarczy być dobrym opowiadaczem. Dlatego dobrze, że wreszcie rząd dostrzegł absurd tej sytuacji.

Oczywiście organizacje przewodnickie podnoszą alarm, że uwolnienie tego zawodu spowoduje drastyczny spadek jakości usług. Podobne zarzuty zawsze używa każda grupa zawodowa, której praca jest reglamentowana. Po prostu otwarcie zawodu jest zagrożeniem dla posiadających uprawnienie, chodzi o większą konkurencję, która zawsze przynosi spadek cen.

Na pewno zdarzą się jednostki, które będą do wykonywania tej usługi kompletnie nieprzygotowane. Jednak teraz, gdy nie jest to wolny zawód pewnie każdy miał przynajmniej raz w życiu „przyjemność” z  przewodnikami, który nie tylko nudził, ale także nie potrafił odpowiedzieć na wiele pytań. W takiej branży liczy się przede wszystkim tzw. „reklama szeptana” – jeśli ktoś zawali, rynek z pewnością wyrzuci go poza przewodnicki obieg. W dobie internetu wici o dobrych i złych przewodnikach szybko się rozejdą. Ci najlepsi nie mają się czego bać, tych gorszych zapewne zastąpią masowo studenci.

Jeśli wierzyć zapewnieniom rządu możliwe, że już w przyszłym roku zniknie reglamentacja tego zawodu.

środa, 30 listopada 2011 17:38
Wojtek Duch

Przedrukowano z „historia.org.pl”: Link: Usługi przewodnickie wreszcie bez reglamentacji?

List do MSiT

No i zaczęło się... Maszyna urzędnicza ruszyła. Oby tylko udało się odróżnić te zawody, które wymagają szkolenia i sprawdzania wiedzy, od zawodów regulowanych, gdzie te sprawdziany i licencje państwowe są zupełnie niepotrzebne, np. sprzedawca nieruchomości, zawiadowca stacji itp.

KSPT wypełniło ankietę i przesłało ja w dniu 8 grudnia (w nocy) do Ministerstwa Sportu i Turystyki. Robimy co możemy, aby uratować zawód przewodnika przed zakusami osób nie rozumiejących w pelni istoty przewodnictwa, a także tych, którzy tego zawodu zostali pozbawieni z różnych powodów, a teraz marzy im się możliwość uprawiania go w dalszym ciągu, często byle jak, ze szkodą dla przewodnictwa polskiego.

List do MSiT str. 1 List do MSiT str. 2 List do MSiT str. 3 List do MSiT str. 4

Pobierz pismo ministra spawiedliwosci i wzór ankiety. (Plik typu .pdf 103Kb)

Wycieczki szkolne w Tatrach bez przewodnika

I co Wy na to?

W styczniu z przepisów zniknie obowiązek wynajmowania przewodnika przez szkolne wycieczki ruszające w góry. - Ucierpi na tym bezpieczeństwo dzieci i przyroda - twierdzi Paweł Skawiński, dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego. Porządek w Tatrach musi przywrócić własnym zarządzeniem.

W maju i czerwcu droga do Morskiego Oka pęka w szwach. To w tym okresie w Tatry ruszają tłumnie szkolne wycieczki. Większość ogranicza się do tego wyasfaltowanego kawałka naszych gór, ale są też ambitniejsi, którzy wybierają się na Giewont albo Kościelec.

Do tej pory oprócz opiekuna grupie musiał towarzyszyć przewodnik tatrzański (na terenach górskich parków narodowych i terenach powyżej 1000 m n p.m). Taki obowiązek wynikał z wprowadzonego w 1997 roku rozporządzenia do Ustawy o kulturze fizycznej. W styczniu w miejsce tych przepisów wejdzie nowa Ustawa o bezpieczeństwie i ratownictwie w górach. Z tego dokumentu zapis o obowiązkowych przewodnikach dla grup jednak zniknął. Taki obowiązek nie pojawia się też w znowelizowanej Ustawie o usługach turystycznych. - Do tej pory zapis mówił o wszystkich grupach zorganizowanych, ale nigdy nie zdarzyło się nam sprawdzać wycieczki dorosłych. Jednak w przypadku grup młodzieżowych mieliśmy możliwość reagowania. Przeważnie nie musieliśmy karać mandatami, wystarczyła skarga do kuratorium na nauczyciela albo do kurii na księdza, którzy nie przestrzegali zasad. To działało najlepiej - mówi Paweł Skawiński, dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego.

Teraz w takich przypadkach nie będzie mógł reagować, dlatego chce przywrócić obowiązek w Tatrach swoim zarządzeniem. - Nowa ustawa mówi, że za bezpieczeństwo odpowiada organizator terenu, czyli dyrektor parku. Jeśli zdarzy się wypadek, mogę zostać pociągnięty do odpowiedzialności - mówi Skawiński. Obowiązek wynajęcia przewodnika miałby dotyczyć grup poniżej pewnej granicy wiekowej i objąć cały teren TPN.

Dotąd gdy w najgorętszym sezonie szkolnych wycieczek przewodników zaczynało brakować, w góry ruszali tylko ci, którym udało się zarezerwować miejsce w grafiku jednego z nich.

- Jeśli teraz w Polskę pójdzie informacja, że nauczyciel może sam opiekować się grupą młodzieży, na drogę do Morskiego Oka czy na Kalatówki nie będzie się dało wejść, bo będą tak zatłoczone - podkreśla Skawiński.

Przewodnicy dodają, że nawet nie wychodząc wysoko, można się dużo o górach nauczyć. - Po to przez dwa lata się szkolimy, żeby umieć zwrócić uwagę uczestników na ciekawostki dotyczące natury i topografii. W ten sposób chronimy też przyrodę. W Tatry co roku wybiera się kilka milionów turystów, muszą być jakieś ograniczenia, tak jak na autostradzie obowiązuje określona prędkość i znaki. Ten sposób regulowania mchu turystycznego jest najsubtelniejszy - zaznacza Jakub Brzosko, przewodnik tatrzański.

Dlaczego zapis nie pojawił się w nowej ustawie? Tu zdania są podzielone. - Podczas prac nad ustawą wywiązała się burzliwa dyskusja. Odpowiedzialność za bezpieczeństwo spada na organizatora terenu i organizatora wycieczki, choć nie nakłada na nich żadnego obowiązku. Moim zdaniem takie rozwiązanie nie sprzyja bezpieczeństwu, ale przeforsowali je ratownicy TOPR - mówi Piotr Van der Coghen. poseł PO, przewodniczący podkomisji, która pracowała nad ustawą.

Jan Krzysztof, naczelnik TOPR. tłumaczy: - Im wyżej w góry, tym mniej powinno być twardego prawa. Tę kwestię można uregulować zarządzeniem dyrektora TPN. Tak było kiedyś, zanim weszło w życie rozporządzenie.

Problem w tym.że nie ma pewności, jak takie rozporządzenie sformułować. - Sprawdzamy tę kwestię, żeby nie stworzyć bubla prawnego - mówi Skawiński.

Są też tacy, którzy uważają, że obowiązek korzystania z pomocy przewodników powinien zostać całkowicie zniesiony. Swoje działania połączyli w ramach akcji społecznej "Wolne Przewodnictwo". Nakaz wynajmowania przewodnika przez grupy zorganizowane nazywają zabronioną, nieuczciwą praktyką rynkową i nierównym traktowaniem turystów. Według nich takie przepisy szkodzą też samym przewodnikom. "Świadczenia (przewodników) są postrzegane wyłącznie jako utrudnienie i niechciany administracyjny przymus, a nie urozmaicenie wizyty w Parku. (...) Powinny być jedynie informacje zachęcające do dobrowolnego korzystania z ich usług" - pisze Maciej Zimowski, koordynator akcji, w otwartym liście do dyrektora TPN. "Jeżeli istnieją problemy z nadmierną liczbą i niestosownym zachowaniem zwiedzających, można stymulować ich ruch, np. poprzez zwiększenie opłat, zamykanie części szlaków, zaostrzenie kontroli’ - dodaje.

Tragedia w 2003 roku

Zwolennicy utrzymania obowiązku wynajmowania przewodnika przez szkolne wycieczki przywołują najtragiczniejszy wypadek, jaki zdarzył się po polskiej stronie Tatr. W styczniu 2003 roku na grupę licealistów w drodze na Rysy zeszła lawina. Ośmioro zginęło wciśniętych przez masy śniegu do Czarnego Stawu. Uczniowie (w wieku od 16 do 18 lat) liceum w Tychach w góry poszli pod opieką nauczyciela geografii i założyciela klubu Pion - Mirosława Szumnego. Choć w późniejszym procesie sąd uznał, że lawina zeszła samoistnie, to Szumny został skazany na dwa lata więzienia. - Nie wiemy, co by się stało, gdyby z grupą był przewodnik. Lawiny by nie zatrzymał, ale być może w pewnym momencie stwierdziłby, że trzeba zawrócić - uważa Jakub Brzosko, przewodnik tatrzański. Dodaje, że w takich sytuacjach to przewodnik bierze odpowiedzialność za bezpieczeństwo nieletnich uczestników wyprawy.

Wycieczki szkolne w Tatrach bez przewodnika str. 1 Wycieczki szkolne w Tatrach bez przewodnika str. 2

10 grudnia 2011
Barbara Suchy

Zawód przewodnika wciąż regulowany

W Polsce jest  obecnie  380 zawodów  regulowanych. To europejski rekord.

Wbrew zapowiedziom rządu resort turystyki nie zamierza ułatwić dostępu do profesji przewodnika. Rząd zapowiada otwarcie dostępu do ok. 160 zawodów regulowanych. Najprawdopodobniej nie będzie wśród nich przewodnika turystycznego. „Rz” dotarła do pisma Ministerstwa Sportu i Turystyki, z którego wynika, że dostęp do tej profesji wciąż będzie ograniczony.

„Przewodnik turystyczny odgrywa rolę ambasadora Polski przed turystami zagranicznymi w obszarze przekazywanej wiedzy. Pozostawienie bez nadzoru osób będących tak silnym przekaźnikiem wiedzy niesie ze sobą ryzyko budowania błędnego wizerunku Polski i Polaków” – podkreśla w piśmie Elżbieta Wyrwicz, zastępca dyrektora Departamentu Turystyki.

– Argumenty ministerstwa są śmieszne. Turysta czerpie wiedzę także z innych źródeł, np. z gazet, książek czy z Internetu. Ich nikt nie kontroluje – komentuje Maciej Zimowski z Akcji Społecznej Wolne Przewodnictwo.

Wykonywanie zawodu przewodnika turystycznego podlega kontroli marszałków województw. To marszałkowie wydają uprawnienia lub odmawiają ich wydania, zawieszają je i przywracają. Przewodnikiem nie może zostać każdy. Uprawnienia może zdobyć wyłącznie osoba, która odbyła szkolenie teoretyczne i praktyczne oraz zdała egzamin. Nawet więc profesor historii czy geografii nie ma, według prawa, odpowiednich kompetencji do oprowadzania wycieczki.

Ze szczególnymi obostrzeniami łączy się zawód przewodnika miejskiego. Aby oprowadzać wycieczki po Trójmieście, miastach aglomeracji górnośląskiej, Krakowie, Lublinie, Łodzi, Poznaniu, Szczecinie, Toruniu, Warszawie i Wrocławiu, trzeba ukończyć specjalny kurs.

– Wymóg, by po niektórych miastach oprowadzali wyłącznie przewodnicy miejscy, może być sprzeczny z prawem unijnym – uważa Piotr Cybula, adiunkt w Zakładzie Prawa na AWF w Krakowie, ekspert prawa turystycznego.

Już w 1991 r. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł (sygn. C 180/89), że swoboda świadczenia usług nie zezwala państwom członkowskim na żądanie od przewodników towarzyszących grupom turystów uzyskania szczególnych kwalifikacji państwowych. Od  tej zasady są dwa wyjątki. Wymóg oprowadzania przez miejscowego przewodnika może dotyczyć muzeów i pomników historii.

– Trudno raczej zakwalifikować miasto jako pomnik historyczny. To zbyt duży obszar – uważa Piotr Cybula.

Komisja Europejska w ubiegłych latach upomniała Włochy i Francję, by zniosły tego rodzaju ograniczenia. Straszyła postępowaniem przed Trybunałem Sprawiedliwości UE. Resort turystyki nie podziela jednak stanowiska KE. „W każdym kraju istnieje szereg zawodów regulowanych, do których dostęp można uzyskać po uzyskaniu odpowiednich kwalifikacji. Zawody te nie są objęte całkowitą swobodą świadczenia usług (...). Ustalenie regulacji nadawania uprawnień przewodnika turystycznego pozostaje w indywidualnej decyzji każdego kraju członkowskiego UE” – podkreśla Elżbieta Wyrwicz.

Wątpliwości branży turystycznej budzi także rozdział funkcji pilota od przewodnika.

- Żądanie od pilotów, czyli osób wykonujących stosunkowo proste czynności przy obsłudze grup, kończenia wielomiesięcznych kursów jest anomalią – uważa Maciej Zimowski.

MSiT tłumaczy, że rozdział funkcjonuje także w innych państwach, np. Austrii, Słowacji, Danii czy we Włoszech.

Przedrukowano z „Rzeczpospolitej”: Link: Zawód przewodnika wciąż regulowany

Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze © Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Noatun