Piąta już z kolei wycieczka szkoleniowa z cyklu „Dolinami rzek” odbyła się w dniach 7 – 9 kwietnia 2017 r. Tym razem wybór padł na rzekę Nidę, a podtytuł szkoleniówki brzmiał: „Poszukiwanie wiosny w Dolinie Dolnej Nidy”. Wyjazdy te wymyślił kol. Stanisław Kawęcki – on też prowadził całość i tym razem. Program wyjazdu był bardzo ciekawy i zachęcający, a zapowiadał zobaczenie wielu nieznanych nam atrakcji i ciekawostek. Niektórzy z nas wiedzieli już coś niecoś o Ponidziu, jednak wszystkim „szkoleniówka” pokazała, że teren ten należy do najciekawszych pod względem krajoznawczym w Polsce, gdyż nagromadzenie osobliwości przyrodniczych, zabytków architektury czy zabytków archeologicznych jest tu bardzo duże.
Grupa wyruszyła z Katowic z opóźnieniem – znowu te korki – i przez Kraków, gdzie wsiadło kilku przewodników z kol. Józefem Partyką na czele, spóźnieni już mocno i pełni obaw o realizację piątkowego programu, dojechała do miejscowości Bejsce. Na szczęście czekał na nas proboszcz kościoła św. Mikołaja i pięknie oprowadził po tym gotyckim zabytku, z polichromią w prezbiterium i manierystyczną kaplicą grobową Firlejów. Kościół wywarł na nas wielkie wrażenie swym pięknem, a prowadzone we wnętrzu kaplicy Firlejów prace konserwatorskie – zakończenie prac z końcem roku – wzmocniły w nas chęć powrotu do tego miejsca, by w pełni odnowione wnętrza jeszcze raz zobaczyć. Niestety, po wyjściu z kościoła nie było już czasu ani warunków – ciemności – na zwiedzanie parku i pałacu Badenich w tej miejscowości. Gonieni czasem dojechaliśmy do Solca-Zdroju do Ośrodka Rehabilitacyjno Wypoczynkowego „Krystyna”, stanowiącego bazę wypadową grupy w trakcie tego wyjazdu. Szybkie zakwaterowanie, kolacja i krótka wymiana wrażeń z pierwszego popołudnia „szkoleniówki” dopełniły reszty dnia i były dobrą zapowiedzią dalszych czekających nas atrakcji.
Drugi dzień rozpoczęło zwiedzanie Nowego Korczyna, ongiś miasta królewskiego porównywalnego liczbą mieszkańców z Krakowem. Zamek królewski Kazimierza Wielkiego nie istnieje, za to pozostały dwa piękne kościoły – kościół św. Stanisława z dawnym klasztorem franciszkanów z XIII w. i kościół farny św. Trójcy, św. Wawrzyńca i św. Elżbiety z XVII w. z elementami z XIV w. Ten pierwszy, fundacji księcia Bolesława Wstydliwego i św. Kingi, otoczony murem z bramką i rzeźbami świętych, jest jednonawową bryłą gotycką zamkniętą od zachodu XIX w. fasadą i podcieniami z XX w. Przybudowana dzwonnica jest z XVIII w. Wyposażenie wnętrza barokowe, w sklepieniu iluzjonistyczna polichromia, w lunetach wizerunki franciszkanów, a nad łukiem tęczowym fragmenty gotyckiej polichromii przedstawiającej Sąd Ostateczny. Ołtarz główny barokowy z obrazem Wskrzeszenie Piotrowina, na ścianach prezbiterium sceny z życia św. Stanisława, a po bokach barokowe stalle z XVIII w z ornamentami rokokowymi. Ołtarze boczne oraz ambona również barokowe. Wszystko dobrze odnowione, po remoncie i koserwacji z lat 80. XX w.
Drugi kościół jest bryłą gotycko-renesansową z dwiema wczesnobarokowymi kaplicami i barokowymi kaplicami ogrojcowymi. Od zachodu późnorenesansowa fasada z takimż portalem, a w nim polski orzeł ze snopkiem Wazów. Wnętrze nawy z dekoracją stiukową, ambona barokowa, podobnie ołtarz główny i stalle z obrazami historii jezuitów. Nowatorskim rozwiązaniem na terenie Małopolski jest barokowa kaplica MB Różańcowej na planie ośmioboku. W ośmiokątnej kopule w stiukowych obramieniach malowidła z życia MB. Vis a vis kaplica Pana Jezusa na planie kwadratu z ażurową kratą z herbami, pokryta ośmioboczną eliptyczną kopułą z latarnią i dookolną galerią poniżej bębna kopuły, z bogatą polichromią przedstawiającą świętych. Obok kościoła stoi neogotycka dzwonnica z XIX w.
Potem przejście przez Rynek na brzeg Nidy by zobaczyć za wodą miejsce – wzgórze zamkowe z nieistniejącym już zamkiem. Na zakończenie obejrzenie zabezpieczonych ruin synagogi z XVII w. Nowy Korczyn zrobił na większości z nas dobre wrażenie i przybliżył duży fragment z historii Polski.
Kolejnym punktem zwiedzania był największy w woj. świętokrzyskim cmentarz z I wojny światowej w Uciskowie. Spoczywa na nim blisko 2 tys. żołnierzy armii rosyjskiej i austro-węgierskiej. Następny postój w Dobrowodzie – wsi należącej w średniowieczu do biskupów krakowskich, gdzie celem zwiedzania był późnogotycki kościół św. Marii Magdaleny z wolnostojącą drewnianą dzwonnicą z XVIII w. Wewnątrz skromne wyposażenie z amboną barokową, kamienną gotycką chrzcielnicą, tablicą epitafijną Jana Boboli z popiersiem i jego płytą nagrobną. Po krótkim przejeździe byliśmy w Chotlu Czerwonym i naszym oczom ukazało się gipsowe wzgórze, a na nim gotycki kościół św. Stefana Króla i św. Bartłomieja. Wnętrze bardzo interesujące, m.in. fragmenty polichromii na ścianach z XV i XVI w., gotycki krucyfiks z około 1400 r., gotycka rzeźba MB z XV w., gotyckie sakramentarium z maswerkowym baldachimem i kratą. W późnobarokowym ołtarzu głównym krucyfiks gotycki z XV w. Następnie obejrzeliśmy wychodnie kryształów gipsu (tzw. Jaskółcze ogony) i zamknięte kratą wejście do 20 m groty – korytarza. W okolicy Chotla Czerwonego występują rezerwaty stepowe „Przęślin” i „Góry Wschodnie”- teren wzgórz gipsowych porośniętych murawą stepową z m.in. miłkiem wiosennym, ostnicą Jana, dziewięćsiłem bezłodygowym. Dalej było już tylko ciekawiej. Gorysławice zachęciły do zwiedzania starego nieużywanego gotycko-renesansowego kościoła św. Wawrzyńca (parafia Wiślica). I znów wielkie wrażenie surowości wnętrza z barokowym wyposażeniem i nietypowo usytuowaną barokową kaplicą od zachodniej strony nawy, tam gdzie najczęściej znajduje się kruchta.
Wycieczka nabierała rozpędu, a i zbliżające się południe nie pozwalały na odpoczynek i choćby kontemplację wrażeń. Tak więc ruszyliśmy dalej, do Starej Zagości – bodaj jednej z najstarszych miejscowości na Ponidziu z zabytkowym kościołem romańskim św. Jana Chrzciciela, założonym przez księcia Henryka Sandomierskiego dla sprowadzonych tu w 1154 r. joannitów. Historia Polski przemawia tu do każdego, bo zakon joannitów to waleczni uczestnicy wypraw krzyżowych, powołany do opieki na pielgrzymami i chorymi. Zagość stała się ich pierwszą siedzibą w Polsce. Wyposażenie kościoła jednak jest tylko barokowe, co jest wynikiem wielkiego jego zniszczenia w czasie najazdu wojsk Jerzego II Rakoczego w 1657 r. Najcenniejsze fragmenty romańskie znajdują się we wschodniej części nawy i ścianach bocznych prezbiterium, również cenne jest gotyckie sakramentarium i obraz w ołtarzu głównym – MB Pocieszenia z XVII w. Ciekawostką jest fryz kamienny z rzeźbami syren (element świecki w kościele).
Następnie przez Gacki – widok na Zakłady „Dolina Nidy” – dojechaliśmy przez most na Nidzie do Chrobrza, wsi założonej wg kroniki Marcina Kromera przez Bolesława Chrobrego. Podjechaliśmy wprost do pałacowego parku z klasycystycznym pałacem rodu Wielopolskich. Oczekiwał tam na nas przewodnik, który wzorowo oprowadził nas po obiekcie, udostępniając wszystkie możliwe jego pomieszczenia. Pałac prezentuje się coraz lepiej: odnowione wnętrza z salą balową na czele i wystawami stałymi, m.in. historia tzw. ordynacji pińczowskiej, historia Republiki pińczowskiej, archeologia Ponidzia, pisarze – Józef Morton, Adolf Dygasiński, bard Wojciech Bellon... O potędze ordynacji świadczy powstałe wtedy powiedzenie „Kto ma Chroberz, Książ i Szaniec może iść z królową w taniec”. W pałacu kręcono też sceny do filmu „Przedwiośnie” wg prozy Stefana Żeromskiego.
Ale czas coraz bardziej nas goni, więc jedziemy dalej podziwiając z okien autokaru piękne kapliczki lub kamienne figury przydrożne wykonane z kamienia pińczowskiego w XVIII i XIX w.
Na terenie Ponidzia jest kilkanaście grodzisk – największe z nich znajdują się w Stradowie, Wiślicy, Szczaworyżu, Chrobrzu, Pińczowie, Pełczyskach... Właśnie grodzisko w Stradowie jest celem naszego zwiedzania. Pięknie położone, nazywane również Zamczyskiem, w kształcie podkowy, o wysokich dochodzących do 20 m wałach ziemnych i majdanie w środku, należało zapewne do państwa Wiślan. W Stradowie oglądamy jeszcze drewniany kościół z XVII w. fundacji Myszkowskich z Pińczowa z cudami słynącym obrazem MB.
Wrażeń na dzisiaj mamy co niemiara, a tu jeszcze w Cieszkowach zbór ariański z XVII w. i również zbór ariański w Kolosach z XVII w., a w Czarkowach cmentarz legionistów z 1914 r. Potem jeszcze spacer po uzdrowisku w Solcu-Zdroju – park zdrojowy, Łazienki i Zdrój Solecki, a dla najbardziej wytrwałych modernistyczny kościół św. Mikołaja czy sanatoria „Świt”, „Jasna”... W kościele m.in. epitafium Karola Godeffroya, założyciela uzdrowiska w Solcu Zdroju w 1837 r. Warto tez przyjechać do Solca do kompleksu basenów solankowo-siarczkowych „Malinowy Zdrój”, czynnych przez cały rok. Kolacja smakowała znakomicie, bo przez cały dzień posiłkowaliśmy się tylko suchym prowiantem i napojami własnymi (faktycznie – na trasie nie było żadnych punktów gastronomicznych ani nawet sklepów). W ostatnim dniu, czyli w Niedzielę Palmową, zaczęliśmy objazdówkę od Zborowa, gdzie oglądaliśmy pałac Zborowskich i zabytkowe zabudowania gospodarcze. Pałac z 1803 r. zachował wiele elementów z XVI w., obecnie opuszczony, był do niedawna siedzibą Domu Opieki Społecznej dla Dorosłych. Być może w przyszłości doczeka lepszych czasów.
W biegu fotografujemy też dwór Włodzimierza Patka z XVIII w. w Radzanowie, z łamanym polskim dachem gontowym. Dwór był miejscem kręcenia scen do filmu „Szkice węglem” wg noweli Henryka Sienkiewicza. I dopiero w Szczaworyżu, umówieni wcześniej na zwiedzanie, podziwiamy późnorenesansowy kościół św. Jakuba Starszego z XVII w. Ciekawa jest opowieść proboszcza o wcześniejszym kościele (pozostałości w prezbiterium), nietypowym planie kościoła (krzyż grecki) i nakryciu prezbiterium kopułą. W ołtarzu głównym rokokowy obraz MB Szczaworyskiej z XVI w., a na zasuwie późnobarokowy obraz św. Jakuba Starszego. Zwiedzamy jeszcze studnię – źródło z cudowną wodą i grotą MB. A na zakończenie na miejscowym cmentarzu mogiły polskich żołnierzy poległych w boju z hitlerowcami pod Broniną 9 września 1939 r. Ksiądz proboszcz wyjaśnił też znaczenie słowa „szczeworyż” – „nie szczeworyż” znaczy „nie pyskuj”.
I znów jedziemy dalej do Widuchowej, gdzie w czasie oglądania z zewnątrz późnorenesansowego dworu Krupków pojawia się jego nowy właściciel i zaprasza nas do jego wnętrza... No cóż, dwór z zewnątrz po najniezbędniejszym remoncie prezentuje się lepiej niż wewnątrz. Stąd jedziemy do Szańca, bo jesteśmy tam umówieni na zwiedzanie kościoła i uczestnictwo we mszy św., wszak to Niedziela Palmowa oraz zwiedzanie Muzeum Parafialnego. Ale po kolei. Najpierw muzeum – bardzo ciekawe, bo gościnnie wypożyczona z Muzeum krakowskiego znajduje się tu duża ekspozycja bożonarodzeniowych szopek krakowskich, kolekcje strojów liturgicznych: ornaty, dalmatyki i paramentów kościelnych: feretrony, monstrancje, relikwiarze, kielichy i pokaźny zbiór dokumentów kościelnych. Potem msza św. i proboszczowskie oprowadzanie po kościele. Kościół gotycki Wniebowzięcia NMP z XV w., dwunawowy z gotycką tęczą z herbami Róża i Łabędź. W ołtarzu głównym cenna gotycka rzeźba MB z Dzieciątkiem (tzw. Łokietkowa), ołtarze jednak neogotyckie. Na zewnętrznej pd. ścianie zegar słoneczny z XVI w. Wszystko w Szańcu było ciekawe, nawet nowo obudowane źródło „Stok”.
No i stało się – mamy duże opóźnienie w realizacji programu. Gnamy więc do Pińczowa i pospiesznie oglądamy pałac Wielopolskich z XVIII w. I szybko przechodząc przez siedzibę Muzeum, decydujemy się na oprowadzanie po późnorenesansowej synagodze z przełomu XVI i XVII w., jednej z najstarszych w Polsce. W ostatnich 30 latach dokonano niezbędnych remontów i konserwacji wnętrz, wymieniono więźbę i pokrycie dachów, osuszono ściany, wymieniono okna, słowem wykonano ogrom prac zabezpieczających i obecnie synagoga stanowi obiekt godny zwiedzania przez wszystkich. W środku prezentowana jest stała wystawa judaików oraz stare fotografie Pińczowa, a Mirowa (dzielnica Pińczowa) w szczególności. Bimy niestety nie ma, ale za to są cenne malowidła ścienne w sali głównej i w sali kahalnej oraz odnowiony Aron ha-kodesz.
W Pińczowie program wycieczki i zwiedzanie zakończyło się i po półgodzinnej przerwie kawowej udaliśmy się na obiad do ORW „Krystyna” w Solcu-Zdroju. Jedliśmy w pośpiechu i zmęczeni, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, wracaliśmy do domu po pięknej, wartościowej i pouczającej „szkoleniówce”.
Wiesław Malarz