Tradycją stały się spotkania przewodnickie środowiska małopolskiego i śląskiego na początku wiosny w ramach tzw. „Spotkań przy miedzy” i pod koniec jesieni jako wspólnym spacerem po Beskidach Zachodnich. Tegoroczne, jesienne spotkanie odbyło się w dniu 27 października 2012 r., a zorganizowało je środowisko śląskie. W roli gospodarza wystąpili koledzy z koła przewodnickiego w Wiśle na czele z prezesem, Cezarym Molinem.
Punkt wyjściowy spotkania grupy małopolskiej, prowadzonej przez Edwarda Fietkę i śląskiej, prowadzona przez Ryszarda Ziernickiego to Jaworzynka Trzycatek, w rejonie tzw. Trójstyku granicznego. Zatem miejscem wspólnego spaceru była okolica, gdzie łączą się granice 3 państw: Polski, Słowacji i Czech. Punktualnie o 10.00 grupy entuzjastycznie przywitały się i po rozgrzewce miejscowymi specjałami i po informacji o tym, co czeka odważnych (pogoda była fatalna – intensywnie padał deszcz), rozpoczęto spacer. Czoło pochosu tworzyli miejscowi przewodnicy z Józkiem Polokiem na czele, a za nimi długi sznureczek już zmokniętych wędrowców. Od początku widać było kto zadbał o odpowiedni strój przeciwdeszczowy. Niektórzy wstydliwie wyciągali parasole i udawali, że idą do parku, a nie na szlak. Wtedy też okazało się, kto zadbał o odpowiedni „ciepły” napój w plecaku.
Józek Polok doprowadził grupę do tzw. Trójstyku i po sesji zdjęciowej, unikając kontroli granicznej i „obowiązkowej rewizji” (gdzie są te czasy, kiedy taka przygoda byłaby obowiązkowym punktem programu przy przekraczaniu granicy), weszliśmy na teren Słowacji. Po dojściu do tzw. szańców Józek, mimo prawdziwego oberwania chmury, wygłosił prelekcje na temat szańców obronnych, ich znaczenia i historii. Gliniasty słowacki szlak, jakże inny niż prowadząca do Trójstyku polska asfaltowa droga, zrobił pierwsze spustoszenia (czyt. ślady po kilku upadkach) w ubiorach wędrówców. Po dotarciu do stacji kolejowej w miejscowości Čierne krótki odpoczynek, a następnie żmudne podejście pełne wodnych przeszkód w kierunku kolejnego kraju – Czech. Tam też padało… Granica znowu bez kontroli. Pewnie dlatego, że niektórzy nie mieli już nic do oclenia. Mozolne podejście zakończyło się, tak jak mogło, w jedynym zabytku wsi Hrčava – drewnianym kościółku. I nawet modły o pogodę nie pomogły… Nastąpił zatem powrót do Polski przemoczonych tułaczy. Droga powrotna była łagodna i trwała bardzo krótko. Polska powitała zmokniętych, zmarzniętych i głodnych tułaczy znacznie mniejszymi opadami – deszczyk już tylko lekko mżył, a informacja Czarka Molina o czekającym grillu niosła wszystkich jak na skrzydłach.
Kolejnym punktem spotkania było zwiedzanie Muzeum Świerka Istebniańskiego, Banku Genów i woliery głuszców. No i to o czym wszyscy marzyli od początku spaceru – ognisko i grill. Ten punkt programu spowodował, że wszyscy byli zadowoleni. Aby się lepiej zintegrować, grupa podjechała do Istebnej i tam w jednej z gospód przy piwie rozpoczęły się tradycyjne „Polaków rozmowy”. Potem długie pożegnania, całuski od ładnych koleżanek zza miedzy i postanowienie o kolejnym spotkaniu za rok. Wszyscy uczestnicy wypadu do Jaworzynki stwierdzili, że takich spotkań w naszym światku przewodnickim powinno być znacznie więcej.
Ryszard Ziernicki