Gór się nie zdobywa. Na górę się wychodzi i prosi się góry i Pana Boga, żeby z nich bezpiecznie zejść – przekonuje przewodniczka beskidzka Halina Haraf z Piwnicznej-Zdroju.
Ale zacznijmy od początku
Uwielbialiśmy chodzić po górach. Jeszcze nawet kiedy nie byliśmy parą, łaziliśmy dużo całą paczką zapaleńców. Spotykaliśmy się w niedzielę i szliśmy na przykład do Jaworek. Nieważne, że już tam byliśmy tydzień wcześniej i dwa tygodnie temu. Wybieraliśmy inną drogę. Tak ładowaliśmy akumulatory na cały tydzień. Wracaliśmy i mogli nam wszyscy na głowę wejść, ale nas to nie ruszało. Kochaliśmy Bieszczady, nie przepadaliśmy za Tatrami, były zbyt wysokie i dostojne, ale Beskid Niski, Bieszczady – tak. Tu można spotkać wielu życzliwych ludzi – opowiada Krystyna Durlak, żona Jacka, od którego imienia jedna z dolin na szlaku na Niemcową wzięła swą nazwę. – Przeszliśmy szlak od Krynicy do Komańczy, planowaliśmy jeszcze zdobyć dużą Górską Odznakę Turystyczną w Beskidzie Żywieckim, ale to zostało w sferze planów.
Tylko go nie zmieniaj
Nie ma osoby w Piwnicznej, która by o Jacku Durlaku nie słyszała, a wielu po prostu go znało. Wysoki, chudy, z dużymi okularami i rozwichrzoną czupryną, pod którą rodziła się masa pomysłów. Wciąż w biegu, niczego nie odkładał. Obowiązkowy, konsekwentny i solidny. – Nie wiem, jak on to potrafił, ale czasem robił trzy rzeczy naraz i każdą porządnie – mówi o nim żona. A jak czegoś nie umiał, to organizował ludzi, którzy mu w tym pomogli. – Gigant organizacji – kwituje pani Maria z Piwnicznej. – Miał taki sposób bycia, z uśmiechem na ustach, ale swojego dopiął. Jak go wyrzucili drzwiami, to wszedł oknem. Tyle prosił, tłumaczył, nalegał, że co trzeba było, zawsze udało mu się załatwić – dodaje. Związany z górami i zawsze blisko Kościoła. Niezwykle pogodny. – Boże drogi, co oni potrafili wymyślić, to się w głowie nie mieści. Żarty były na porządku dziennym – opowiada pani Maria. – W tym samym roku, kiedy Jacek zmarł, podczas inauguracji sezonu turystycznego na Fiedorku, a to był początek maja, zaczęło sypać. Pewnie to on i Jan załatwili nam z „góry” świeżą dostawę śniegu w maju. Dali nam znać, że nas widzą – dodaje. Był też niezawodnym przyjacielem. W każdej biedzie poratował, zawsze można było na niego liczyć. Jak trzeba było pomóc, odkładał wszystko na bok i spieszył z pomocą. – Wiedział, co jest najważniejsze – dodaje pani Maria. Dzień przed ślubem ks. Jan Wątroba prosił Krysię, jego przyszłą żonę, żeby go nie zmieniała. – Rzeczywiście nie zmienialiśmy się wcale – mówi.
Sen wieczny na białym puchu
Niedziela, ostatni dzień lutego 2004 roku. – Pamiętam ten dzień jak dzisiaj. Byliśmy w kościele, później zjedliśmy obiad, umył naczynia i poszedł do babki. Uwielbiał być potrzebny i pomagać – wspomina pani Krystyna. Babcia Nowakowa mieszkała w górach, zaraz pod Niemcową. Często u niej bywał, czy to z rodziną, czy z kolegami. – To była taka babcia nas wszystkich, nieraz jako przewodnicy spotykaliśmy się u niej. My wspomagaliśmy ją, a ona pozwalała się ogrzać, poczęstowała mlekiem czy serem. Zmarła trzy lata temu – wspomina Halina Haraf, przewodnik z Koła PTTK z Piwnicznej-Zdroju. Była już późna noc, a on nie wracał. – Poszliśmy go szukać w czwórkę, ja, córka Agnieszka, jego brat i mój brat, w razie potrzeby mogliśmy się rozdzielić – opowiada pani Krystyna. Znaleźli go w pobliżu doliny, która niedługo potem została nazwana Jackową Pościelą. Panowała jeszcze solidna zima, dolinę pokrywał półmetrowy śnieg. Zasłabł i położył się do snu wiecznego na pościeli z białego puchu. Miał 46 lat. Lekarze orzekli zator płucny. Nie było szans, żeby go uratować, choć na ratunek pośpieszyli mu wszyscy. – Zawsze się zastanawiałam, jak to możliwe, że ci chłopcy wyszli do góry tak szybko – mówi pani Krystyna. W dole mgła i zawierucha, tu, w dolinie, cisza, biel i skrzące się w rozgwieżdżonym niebie czapy śniegu na gałęziach.
Dolina Pamięci
– W gronie naszych kolegów powstał pomysł, żeby tutaj umieścić poświęcony mu obelisk, a od 2005 roku, z inicjatywy naszego ówczesnego proboszcza ks. Jana Wątroby, zakończenie sezonu turystycznego nie odbywa się na Jackowej Pościeli. To okazja, by powspominać naszych kolegów i podziękować Bogu za szczęśliwe powroty z gór – mówi pani Halina. Wspomina się tu od dwóch lat i ks. Wątrobę, który zmarł w listopadzie 2013 roku pod Turbaczem. Jest też obelisk upamiętniający Staszka Smagę, który zginął w wyprawie na Aconcaguę w 1998 roku, czwórkę alpinistów-jaskiniowców z Klubu Jaskiniowego, działającego przy PTTK Oddział „Beskid”, którzy ponieśli śmierć w lawinie śnieżnej w Dolinie Kościeliskiej w roku 2004, młodego Wojtka Wroniewicza, który zginął pod spadającym nawisem śnieżnym w Laponii w 2013 roku. GOPR-owcy także zrobili swoim kolegom obelisk, a i członkowie Klubu Wysokogórskiego uhonorowali jedną osobę. – Mamy też tutaj najważniejszego człowieka, który zmarł na wzgórzach watykańskich. To były jego ścieżki, więc też musiał tutaj być – mówi o Janie Pawle II pani Halina. Tegorocznej Mszy św. na Jackowej Pościeli w pierwszą niedzielę października przewodniczył ks. dr Andrzej Jedynak, kapelan Oddziału PTTK „Beskid” w Nowym Sączu. W homilii wspominał zmarłą niedawno Stasię Gocek, przewodniczkę PTTK z Nowego Sącza. – Swoją postawą budowała nas, którzyśmy ją znali, ale także tych, wśród których leżała w warszawskim szpitalu. Nawet gdy rak niszczył jej twarz, ona klęcząc, odmawiała cały Różaniec – mówił ks. Jedynak. Tabliczkę z jej nazwiskiem umieszczono pod figurką Michała Archanioła zawieszoną na drzewie. Jego sprawom Stasia Gocek była niezwykle oddana.
Audiencja na szczycie
– Ludzie gór są inni – ocenia ks. Krzysztof Czech, proboszcz w Piwnicznej-Zdroju od 2009 roku i przewodnik PTTK, zarówno tych, którzy po górach chodzą, jak i tych, ktorzy tu mieszkają. – Góry od zawsze fascynują ducha, a duch jest nieśmiertelny. Większość tego ducha nazywa i odnosi do Boga. Stąd też, gdy wędruje się po górach, widać mnóstwo krzyży, kapliczek, obrazków. Jedne są postawione w miejscach związanych z pamięcią po zmarłych, ale są też takie, które są miejscem kontemplacji – dodaje. Franciszek Kotarba z Piwnicznej-Zdroju zaznacza, że ludzie gór są szczerzy, gościnni, solidarni i nawet w ten symboliczny sposób żyją bliżej nieba. – Jakoś im bliżej do tych prawd przekazywanych z „góry”, ludzie je tu realizują – dodaje. Góry uczą ich szacunku i pokory – wobec nich, Boga, ale i drugiego człowieka. Przez swoją wielkość, majestat i piękno pokazują, jaki człowiek wobec nich jest bezbronny; nierzadko sam by sobie w nich nie poradził, musi trzymać się z drugim. Pani Halina nie lubi, kiedy ktoś mówi, że zdobył szczyt. – Gór się nie zdobywa. Na górę się wychodzi i prosi się góry i Pana Boga, żeby z nich zejść bezpiecznie – zaznacza. To wyjście to jak audiencja na szczycie, z odmawianym „Aniołem Pańskim” o 12.00, jak prosił Jan Paweł II. Nierzadko to też okazja do medytacji i rachunku sumienia. Nie brakuje tych, którzy na szczyt wychodzą w pewnej intencji.
Blizy nieba
W Piwnicznej-Zdroju nie brakuje inicjatyw, które Boga, góry i ludzi łączą. Przychodzi końcówka kolędowania Małemu Bacy i w ostatnią niedzielę stycznia na Jaworzynie Kokuszczańskiej przy Grocie Betlejemskiej są Msza i ognisko. W każdą niedzielę maja o godz. 17 organizowana jest Majówka Blizy Nieba. Z kolei w każdą niedzielę wakacji odbywa się Piwniczańskie Lato dla Ducha, kiedy jest Msza i wspólne biesiadowanie w górach. Na zakończenie sezonu w Dolinie Pamięci, na Jackowej Pościeli, także odprawiana jest Msza, po której jest ognisko. Każde z tych spotkań odbywa się bez względu na warunki pogodowe. Uczestniczą w nich nie tylko miejscowi, ale i wielu przyjezdnych, z całej Małopolski, a także z dalsza. – Zawiązują się dwie wspólnoty, najpierw ta ludzka, poprzez bycie razem, wspólne wyjście i biesiadowanie, a potem wspólnota z Bogiem, która umacnia się podczas Eucharystii i modlitwy, nierzadko zanoszonej już przy wychodzeniu na szczyt. Zdarzają się i tacy, którzy odnajdują Boga w górach. Nieraz jest to pojednanie po wielu latach. Bliskość ludzi, piękno przyrody, klimat spowiedzi pod brzozą czasem tak działa, że ktoś się nawraca – mówi ks. Czech. Czy rzeczywiście ludzie w górach są „blizy” nieba? – To przekonanie z dzieciństwa, że na górze jest niebo, a na dole piekło, jest tak głębokie, że w nas zostaje. Zresztą czasem, kiedy jesteśmy w górach na jakiejś polanie przy kapliczce i przychodzi mgła, jak było niedawno na Buczniku przy krzyżu milenijnym i Górskiej Kaplicy Narodu Polskiego, jesteśmy nie tylko blizy nieba, ale jak w niebie. Spotkanie z Jezusem w Komunii św., kiedy jesteśmy zamknięci w obłoku, w namiocie Mojżesza, to bycie w niebie – przekonuje ks. Czech.
P.S. Dolina Pamięci znajduje się tuż przy szlaki żółtym prowadzącym z Piwnicznej na Niemcową Polanę. Na skręcie jest drogowskaz. Zaglądajcie tam – prosimy. Westchnijcie za nich krótką modlitwą.